Thule Chariot Cross 2019

recenzje

Jak pisałem ostatnio, z samochodem rozstałem się jakiś czas temu, a pogoda i rozkopany Kraków zachęcają do przesiadki na rower. Na dwóch kółkach pojechać do pracy czy załatwić sprawy w centrum, ale także na końcu Nowej Huty, to żaden problem. Poprawiająca się infrastruktura rowerowa sprzyja. Sprawa się komplikuje, jak mamy dziecko, a nawet małe dziecko. Sprawę można rozwiązać dzięki przyczepce do roweru – Thule Chariot Cross. 

Na pewno spotkaliście w mieście czy na ścieżkach rowerowych przy- czepki dla dzieci ciągnięte przez większy rower. Nie są może tak popularne, jak siodełka na bagażnik lub kierownicę, ale są obecne. Dzięki firmie Thule trafił do mnie model przyczepki Chariot Cross z dodatkowym wyposażeniem dla bardzo małych dzieci – hamak dla dzieci w wieku 1–6 miesięcy i zagłówek dla 6–18 miesięcy. Czy to bezpieczne dla takiego malucha? A z czego na co dzień korzystamy, wychodząc z domu z niemowlakiem? Z wózka dziecięcego na spacerze, w komunikacji miejskiej, z nosidełka i fotelika mocowanego w samochodzie. Przyczepka Thule jest niczym innym jak wózkiem dziecięcym z możliwością zamiany w przyczepkę rowerową, ale nie tylko. Posiada wszystkie niezbędne elementy zapewniające bezpieczeństwo: pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa, wygodne i bezpieczne siedzisko dla dziecka (dla dzieci powyżej 6 miesiąca życia), regulowane zawieszenie, elementy odblaskowe i oświetlenie. Tak jest, są to cytaty z opisu producenta, ale zupełnie nie odbiegają od rzeczywistości. 

Egzemplarz testowy składałem z dużą uwagą, oglądając każdy element kilka razy. Wszystko wykonane jest bardzo starannie z wysokiej jakości materiałów, jak w innych produktach Thule, z których miałem okazję wcześniej korzystać. Każdy element składany – zatrzask, zawias – ma wskaźnik informujący, czy został poprawnie zamontowany – jeżeli widzisz czerwone, to nie jedziesz, zielone – jedziesz, jak na skrzyżowaniu. Część strategiczna – dyszel łączący przyczepkę z rowerem – ma dodatkowe zabezpieczenia w postaci pasków z karabińczykami do przewleczenia w oznaczonych miejscach – na wypadek, gdyby główne mocowanie puściło, przyczepka się nie odłączy, a my będziemy mielić czas na zatrzymanie się . 

Przyczepka ma albo cztery kółka, albo dwa. Jest tak dlatego, że jako wózek jeździ na czterech kółkach, a jako przyczepka – na dwóch. Proste. Przy czym tylne są duże – bardzo duże jak na wózek (20 cali), a przednie całkiem normalne, choć nikną przy tych tylnych. Pierwsze złożenie zrobiłem w konfiguracji z przednimi małymi kołami, czyli w wersji wózek. Wyj- ście testowe bez dziecka, z torbą w środku (pewnie cięższą niż dziecko) wykazało, że prowadzi się go bardzo wygodnie, jedynie na płytkach, którymi są wyłożone korytarze u mnie w bloku, kółka lekko się ślizgały i złapanie kierunku wymagało nabrania wprawy. Jak na dość duży wózek (60 cm szerokości, 100 cm długości, 90 cm wysokości) jest on zwrotny i lekko się prowadzi – to chyba zasługa tych dużych tylnych kół. 

Niestety, próbną jazdę rowerową w wersji przyczepka musiałem odłożyć. Wózek w standardzie ma mocowanie do koła z tradycyjną piastą rowerową na szybko- złączkę. Mój mieszczuch ma śruby i piastę planetarną Shimano, wymagało to zamówienia dodatkowego adaptera. W weekend testowałem więc wersję spacerową z dzieckiem, z powodzeniem. Wózek okazał się wygodniejszy i bardziej komfortowy dla malucha niż nasz normalny – znowu duże koła robią robotę. 

Nadszedł dzień testów z rowerem, znowu na początek bez dziecka. Z przyczepką do roweru nie jeździłem bardzo dawno, a jak już, to były jakieś proste konstrukcje do wożenia towarów. Rower i wózek mieszczą się razem do windy (a nie mam małego roweru), oczywiście niepołączone. Zaczepienie przyczepki jest wyjątkowo proste, wprowadzamy w zaczep kulę, którą jest zakończony dyszel, i zakładamy blokadę oraz pamiętamy o dodatkowych zabezpieczeniach paskami. Znowu torba cięższa od dziecka do środka i jedziemy. Wagi przyczepki na płaskim nie odczuwam, pod lekką górkę wiem, że mam lekko ciężej z tyłu. Przyczepka jest oczywiście szersza od roweru, w moim przypadku trochę szersza niż kierownica typu jaskółka. Dwa koła o rozstawie około 63 cm niby nie wymagają większej uwagi, ale należy o nich pamiętać podczas jazdy i wymijać dziury i przeszkody. Te, które ominiemy rowerem, niekoniecznie ominiemy przyczepką i możemy wjechać w dziurę lub nie zmieścić się np. obok krawężnika. Opanowanie roweru z takim dodatkiem wymaga trochę wprawy. Przejechałem już sporo kilometrów rowerem i jeżdżę dość sprawnie, ale kilka kółek wokół osiedla dla wyczucia, szczególnie długości połączonych pojazdów i zakrętów, było konieczne. Ostrzejsze wchodzenie w zakręty czy gwałtowne hamowanie podobnie, jeżeli, oczywiście, robimy to z wyczuciem i rozsądkiem – nie przeprowadzałem testów zderzeniowych i ekstremalnych. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, że rower można przechylić gwałtownie na bok, a wręcz położyć i to nie wpływa na stabilność przyczepki – nie przewraca się. Kontrolowane przewracanie na bok roweru, również jej nie przewróciło. Po dokładnym obejrzeniu dyszla okazało się, że kula mocująca na jego końcu z krótkim przegubem jest wykonana z twardej gumy, która przy mocnych przechyleniach zachowuje się elastycznie. Nie zauważyłem tego podczas montażu. To świetne rozwiązanie, które ostrożnych rodziców może zachęcić do wyboru przyczepki. 

Powrót do domu i montowanie hamaka dla maluchów – tylko takim maluchem, mieszczącym się w hamaczku przeznaczonym dla dzieci 1–6 miesięcy dysponujemy do testów. Hamak jest bardzo dobrze wykonany – jak cały wózek/przyczepka – wyściełany miękkim materiałem z systemem oddychającym podobnym do tego, jaki znajdziemy w lepszych plecakach. Boki w kształcie walców są powleczone materiałem podobnym do polaru – zabezpieczają małego pasażera przed przesunięciem się i chronią głowę; taki sam wałek jest na dole do podparcia nóg. Hamak montuje się na regulowanych paskach w sześciu punktach, wykorzystując m.in. pasy bezpieczeństwa dla większych dzieci znajdujące się już w przyczepce. Taki sposób montażu wewnątrz wózka zapewnia bezpieczeństwo i dodatkową amortyzację. Dziecko kładziemy w środku i zapinamy w pasy bezpieczeństwa podobne do tych, które są w nosidełkach samo- chodowych. Nie wiem, ile razy obejrzałem wózek, hamak i każdy zatrzask, zanim wsadziłem tam małego pasażera. Jedziemy w komplecie na wyjazd testowy na Bulwary Wiślane. 

Zamiana wózka w przyczepkę wymaga, jak już wspomniałem, zamontowania dyszla i zdemontowania przednich kółek – nie są wykorzystywane podczas jazdy z rowerem. Dyszel wkładamy w otwór montażowy, blokujemy zatrzaskiem, zabezpieczamy paskiem i zaczepiamy do roweru, znowu blokada i zabezpieczenie paskiem. Teraz trzeba zdemontować, tj. przełożyć przednie kółka. Wymaga to trochę siły, jeżeli nasz pasażer jest już w przyczepce, bo jej przód trzeba podnieść kilkanaście centymetrów do góry, żeby zdemontować koło. Z małym, jeszcze lekkim dzieckiem nie stanowi to problemu, nie wiem, jak będzie za 10 kg. Wtedy pasażer będzie mógł jednak poczekać chwilę z boku, zanim zmontujemy pojazd. 

Gdy wszystko jest gotowe, sprawdzam, czy plecak z akcesoriami dziecięcymi na tzw. wszelki wypadek został spakowany i jest torbie bagażowej przyczepki. Jedziemy! Stop! Nie jedziemy! Chorągiewka, tak, chorągiewka, taka mała, czerwona na długim patyku. Patyk składamy z dwóch części i montujemy obok złożonego uchwytu do prowadzenia, kiedy przyczepka pełni funkcję wózka. Po co? Dla bezpieczeństwa; przyczepka jest niska i dla jadących z przeciwka będziemy ją zasłaniali sobą i rowerem, na którym jedziemy. Ma informować i ostrzegać, że ciągniemy przyczepkę z bardzo cennym ładunkiem i że razem jesteśmy dłuższym pojazdem niż przeciętny rower. Tym razem wszystko mamy, jedziemy. 

Pasażer w momencie wkładania go do Thule Chariot Cross był średnio zadowolony – chyba nie z tego powodu, tylko całościowo, ze świata, a po kilkunastu metrach jazdy po prostu zasnął. Chyba jak większość dzieci lubi jeżdżenie, bez względu na środek transportu. Znający Kraków wiedzą, że DDR na Bulwarach Wiślanych jest w większości w stanie średnim, trochę pofałdowanego asfaltu, zdarzają się inne nierówności i dziury. Jazda z małymi wybojami nie zrobiła na pasażerze przyczepki wrażenia – zna już wyboje krakowskich chodników ze spacerów w zwykłym wózku. Droga na lody na Bulwarach przespana, w powrotnej – rozglądał się uważnie, co umożliwiają szybki po bokach. To jest fajna sprawa dla takiego malucha, zwykle skazanego na oglądanie nieba z tzw. głębokiego wózka (gondoli). Wyprawa na Kazimierz na obiad ze znajomymi z Trójmiasta również się udała. Przy okazji przetestowaliśmy akcję odwrotną do montażu pod domem – odpinanie wózka od roweru. Zdejmujemy w tym celu dyszel, przekładamy przednie koła i mamy wózek spacerowy. Rower zostaje przy stojaku, a my do ogródka. Pokonanie kilku schodów wymaga wprawy, ale jest łatwiejsze niż zwykłym wózkiem, dzięki dużym tylnym kołom. Wózek wciągamy delikatnie, a nie wnosimy.

W ogóle poruszanie się z Thule Chariot Cross wymaga wprawy – „tradycyjny” wózek też tego wymaga. Po opanowaniu jest wygodne i łatwe, musimy jedynie pamiętać o szerokości wózka, bo w sklepach czy restau- racjach czasem bywa ciasno. Jadąc rowerem, też musimy pamiętać o pasażerze z tyłu i nie szaleć. Rower z przyczepką wzbudza pozytywne zainteresowanie wśród rowerzystów i pieszych. Samochody na mało ruchliwych ulicach z wyznaczonym ruchem rowerowym, bo na takie odważyliśmy się na początek wjechać, wymijają rower z przyczepką z ponadprzepisową odległością 1,5 m, co jest niestety rzadkością, jeżeli jedzie się samym rowerem. 

Do Thule Chariot Cross oprócz akcesoriów dla małych dzieci są dostępne inne dodatki, m.in zamieniające go w wózek do biegania (dwa małe kółka z przodu zastępuje jedno duże) czy zestaw do biegów narciarskich (koła zamieniamy na płozy, a wózek przypinamy specjalnymi pasami, by go za sobą ciągnąć – przypominam, że Thule to szwedzka firma). Są też w ofercie oczywiście ocieplacze, śpiwory dla małych pasażerów oraz np. dodatkowy bagażnik. Dla nas właśnie to bogactwo dodatków było atutem tego wózka: jako przyczepka rowerowa dla taty, a wózek do biegania i uprawiania nordic walking dla mamy. Bardzo fajne są takie „normalne” rzeczy spotykane przy wózku. Mam na myśli siatkę zasuwaną na dwa zamki po bokach, dzięki której dzieciak nie nałyka się much w czasie jazdy oraz zasłonkę przeciwsłoneczną, także zakładaną na przód, przesuwaną góra – dół, w zależności od tego, jak akurat świeci słonce. W wersji wózkowej bardzo nam przypasowała możliwość regulacji wysokości rączki wózka – średniego wzrostu mama bez żadnych problemów może ją dostosować do swojego wzrostu, a wysoki tata nie będzie musiał się schylać, by pchać dziecko. Przetestowaliśmy też pakowność wózka: koc piknikowy, plecak z akcesoriami dla dziecka, zakupy na obiad, spora paczka odebrana z paczkomatu – przyczepka wszystko pomieściła i jej pojemność wydaje się niezmierzona.

Thule Chariot Cross jest dobrym rozwiązaniem dla aktywnych rodziców. Małe dziecko w domu nie ogranicza aktywności, maluch może uczestniczyć razem z nami w wyciecz- kach rowerowych, bieganiu czy po prostu na spacerze. Co najważniejsze, zamiast trzech wózków mamy jeden i to na kilka lat, bo maksymalne obciążenie według producenta to 35 kg. Wtedy raczej przyda się na dłuższe trasy rowerem, bo maluch już nie będzie maluchem i samodzielnie będzie jeździł na swoim rowerze, chyba że się zmęczy. Dużą zaletą wózka/ przyczepki jest też jego kompaktowość: jest nieco większy niż tradycyjny wózek spacerowy, ale w łatwy sposób składany i świetnie daje się przechować. Po złożeniu nie będzie zajmował dużo miejsca (87 × 65 × 37,5 cm), kiedy go nie używamy i zmieści się gdzieś za szafą na zimę – chyba że wybieramy się na narty, gdy tylko zmienimy koła na płozy. Cena jest zbliżona do markowego wózka dziecięcego, w zależności od wersji kształtuje się od około 3500 złotych do 6500 złotych, wyższe modele są wyposażone w hamulce tarczowe – dla szybkich biegaczy – i w część dodatkowych akcesoriów (np. zdejmowane boczne szybki – świetne rozwiązanie na upalne dni). Nie jest to może najtańsza opcja, ale jakość wykonania gwarantuje trwałość i co najważniejsze – bezpieczeństwo małego pasażera. 

To my jedziemy dalej. 

Artykuł pochodzi z archiwalnego nr iMagazine.

Udostępnij artykuł: