Mija rok, odkąd nie mamy samochodu. Ostatni poszedł na przysłowiowe żyletki, ze starości. Za trzy miesiące mój syn skończy rok. Dużo słyszeliśmy, że nie da się bez samochodu funkcjonować, mając dziecko. Dalej mówią… No to niech potrzymają mi dętkę, bo dwa tygodnie temu stuknęło nam tysiąc kilometrów na liczniku holenderskiego e-Smoka, który zamieszkał w Krakowie. Mam na myśli Babboe Mini Mountain, czyli niewielki rower cargo.
Nasz e-Smok może się nie żywi krakowskim smogiem, ale na pewno go nie produkuje. Kraków zaś nie ma idealnej infrastruktury rowerowej, a kierowcy nie należą do najprzyjaźniejszych dla rowerzystów, bez problemów można jednak samochód czy „zbiorkom” zastąpić w większości przypadków rowerem. Rower w wersji cargo zwiększa liczbę tych przypadków.
Nasz e-Smok należy do tych mniejszych rowerów; to Babboe Mini Mountain, najkrótszy z oferty Babboe. „Mountain” w nazwie oznacza wersję z silnikiem elektrycznym Yamaha; ten Smok ma także wersję bez „e-” – na nim jesteśmy zdani tylko na siłę naszych mięśni. Ze wspomaganiem lub bez rower cargo pozwala na większe zakupy, a przede wszystkim na transport młodego – na basen, do dziadków, do muzeum czy po prostu na spacer – a w wersji Mountain, dzięki wspomaganiu, podjazd pod górkę czy cięższy ładunek nie stanowią problemu.
Babboe Mini* wygląda trochę jak skrzyżowanie roweru z taczką. Mniejsze 20” koło z przodu, duże 26” z tyłu i skrzynia pomiędzy kierownicą a przednim kołem. Jest jednym z najkrótszych rowerów cargo, ma 235 cm długości i 65 cm szerokości. Dzięki tak małym wymiarom mieści się u nas w bloku do windy (i pewnie do większości wind w nowym budownictwie by się zmieścił). Wnoszenie po schodach odpada, bo wprawdzie to mały, ale jednak smok.
Dwukołowa konstrukcja i niewielka długość sprawiają, że rower jest bardzo łatwy w prowadzeniu i zwinny jak na swoje 235 cm, prowadzenie niewiele się różni od jazdy na zwykłym miejskim rowerze (miejski rower na 26” kołach ma około 170 cm długości). Idealnie sprawdza się w ruchu miejskim. Z łatwością wjedzie i zjedzie z krawężnika – przy wyższych dla bezpieczeństwa lepiej zsiąść – omijanie dziur w jezdniach i na DDR nie stanowi problemu, a nierówności nie są dokuczliwe dzięki stalowej ramie, która pochłania część drgań, i grubym oponom Schwalbe BigBen. Babboe Mini jest bardzo zwrotny, uważać jedynie trzeba, wchodząc w ostre zakręty – zbytnie skręcenie przedniego koła może nas położyć. Skręcać należy więc na wyczucie, nie patrząc na promień skrętu przedniego koła – z racji tego, że jest mniejsze, jego skręt może być mylący.
Za wspomaganie odpowiada silnik Yamahy umiejscowiony centralnie (w suporcie) o mocy 250 W i momencie obrotowym 70 Nm, w szczycie 80 Nm. Pozwala on bez problemu sprawnie i prawie bezwysiłkowo ruszyć nawet przy dużym obciążeniu skrzyni, błyskawicznie reaguje na obrót pedałów i uruchamia wspomaganie. Silnik ma kilka trybów wspomagania różniących się od siebie mocą: Eco, Eco+, Standard i Turbo. Na płaskim terenie, ze średnim obciążeniem, Eco+ jest wystarczające, pod wiatr, pod górkę Standard lub Turbo się przydają. Napęd jest zasilany z baterii litowo-jonowej, zasięg zależy od trybu wspomagania, obciążenia i warunków terenowych. Średnio wystarcza na ok. 60 km, naładowanie do pełna zajmuje ok. 4–5 godz. Drugim ważnym elementem jest przerzutka. Babboe Mini Mountain jest wyposażony w bezstopniową przerzutkę planetarną (wbudowaną w tylną piastę) NuVinci N330 przeznaczoną dla rowerów cargo. Zmiana przełożenia odbywa się płynnie, nie ma numerowanych biegów 1–8, jak np. w planetarnych Shimano Nexus. Manetka w miejscu tradycyjnych numerów biegów ma wskaźnik z rowerem jadącym po linii. W zależności od stopnia przełożenia linia się wygina i rower jedzie pod górkę lub po płaskim. Przełożenie można zmieniać na postoju, co się przydaje, jeżeli zapomnimy przed światłami je zredukować, a chcemy bezwysiłkowo ruszyć. W połączeniu ze wspomaganiem elektrycznym NuVinci sprawia to, że mimo masy własnej i obciążenia ładunkiem rower nie wymaga dużej siły fizycznej i treningów przed jazdą.
Wzmocniona stalowa rama pozwala na załadowanie 80 kg do skrzyni, praktyka pokazuje, że ze 100 kg ładunkiem też pojedziemy. Skrzynia wykonana z giętej sklejki jest wystarczająco wytrzymała i pozwala na przewożenie ładunków o takiej masie, a dzięki obłościom i zaokrągleniom jest bezpieczna dla delikatniejszych i cenniejszych ładunków. Najczęściej wożony ładunek, a raczej pasażer, zalicza się do tych drugich. Nie ma wprawdzie tak dużej masy, za to jest bardzo delikatny. W naszym przypadku podstawowym przeznaczeniem e-Smoka jest bowiem wożenie dziecka. Skrzynia w standardowej konfiguracji jest przystosowana do wożenia trochę większych dzieci niż 9-miesięczny brzdąc. Producent montuje ławkę z pasami bezpieczeństwa dla dwójki dzieci. My musieliśmy tę konfigurację zmienić. Ławka została wykręcona, bateria wspomagania znajdująca się pod nią przełożona na zewnętrzną tylną część skrzyni, co umożliwiło zamontowanie podstawy pod adapter dla nosidełek samochodowych (typowa łupina, np. Maxi-Cosi). Teraz nawet bardzo mały pasażer może podróżować bezpiecznie. Adapter jest amortyzowany, aby zapewnić komfort pasażerowi i zredukować mikrodrgania do poziomu niższego niż w średniej klasy wózku spacerowym. Nasz „ładunek” nie narzeka i zazwyczaj przesypia większą część drogi, głównie dzięki lekkiemu bujaniu amortyzującego stelaża. Ten zaś łatwo również zdemontować, dzięki czemu e-Smok, kiedy nie wieziemy dziecka, dysponuje większą przestrzenią ładunkową.
Mamy ładną jesień tej zimy, nie przerywaliśmy więc sezonu rowerowego i dla zabezpieczenia przed wiatrem i deszczem montujemy na skrzyni specjalnie do niej przeznaczony namiot przeciwdeszczowy, żeby pasażer miał sucho. Rower z namiotem napotyka większy opór powietrza, wspomaganie się więc bardziej przydaje, szczególnie w wietrzne dni podczas jazdy Bulwarami Wiślanymi. Czekając na zimniejsze dni, dorobiłem do naszego nosidełka podgrzewaną tapicerkę, ale pogoda pozwoliła jedynie dwa razy przeprowadzić jazdę testową z pasażerem.
Rower cargo przystosowany do przewozu niemowlaka sprawił, że większość podróży dokonujemy właśnie nim. Oczywiście korzystamy z samochodu, ale to samochody
na wynajem krótkoterminowy (Traficar, Panek, Bolt itd.) czy dłuższy, jeśli potrzebujemy wyskoczyć za miasto tam, gdzie nie dociera PKP czy sieć autobusowa. Mieszkając w centrum dużego miasta o zwartej zabudowie, z korkami i z olbrzymimi problemami z parkowaniem, posiadanie samochodu przestaje być ekonomicznie, logistycznie i ekologicznie uzasadnione. Czas przeznaczony na poszukiwanie parkingu wolimy przeznaczyć na zabawę z dzieckiem.
Na co dzień to właśnie rower lub ostatecznie transport zbiorowy absolutnie zaspokajają nasze rodzinne potrzeby transportowe. Dla mnie natomiast ostatnio głównym środkiem transportu jest Babboe Mini Mountain, nawet jeżeli nie mam nic do przewiezienia większego. Mój tradycyjny rower miejski nie ma wspomagania elektrycznego i ciężko wrócić do roweru bez „ułatwiacza”, szczególnie tej zimowej jesieni. Obiecuję sobie, że na wiosnę wrócę do mojej Gazelle.
Tymczasem ostatnio usłyszałem, jadąc z młodym: „Ty patrz, lepiej pedałować niż pchać”. Mając do dyspozycji wózek lub e-Smoka, wybieram na wyprawy z młodym cargo.
Trzy grosze od matki.
Byłam inicjatorką i entuzjastką pozbycia się samochodu ze stanu posiadania. Nie widziałam potrzeby utrzymywania go, szczególnie że jeździło się nim dwa, trzy razy w miesiącu na jakieś większe zakupy (które mogą przyjechać do nas) czy na jakiś wypad za miasto (który można opędzić wynajmem). Po przeliczeniu kosztów rocznych wyszło nam jasno, że nawet co miesiąc wynajmując auto, będziemy i tak w skali rocznej „do przodu”. Okazuje się, że jesteśmy jeszcze bardziej „do przodu”, a to dzięki cargo.
Przyznam też, że zdębiałam, gdy po raz pierwszy usłyszałam, że „młody będzie jeździł na taczce” – bo tak też pieszczotliwie określamy e-Smoka. Mikrodrgania, niebezpieczni kierowcy na polskich drogach – w oczach już miałam wypadek lub zagrożenie zdrowia. Poczytałam jednak, dokształciłam się, sprawdziłam amortyzację stelaża wstawianego pod nosidło do skrzyni. Dziecko ma w niej lepiej niż w niejednej budżetowej spacerówce na polskich chodnikach. Zresztą i tak wożenie niemowlaka w łupinie powinno się ograniczać czasowo – nasze trasy rowerowe nie są dłuższe niż 20–25 min i nie pozwalamy młodemu spać w nosidle (co praktykują rodzice-kierowcy na długich trasach). Wzięłam to wszystko pod uwagę, zaklęłam kierowcę e-Smoka, by jeździł wyłącznie ścieżkami rowerowymi lub mało uczęszczanymi ulicami. Dla własnego świętego spokoju jadę za nimi, by patrzeć, jak pomykają przez Kraków. Choć mój rower również ma wspomaganie elektryczne, to jednak nie jestem w stanie dopędzić moich chłopaków, bo przecież oni mają cztery nogi do pedałowania i na dodatek dosiedli Smoka…
Odsuwam w czasie moje własne próby z cargo, nawet te najmniejsze, szlifuję kondycję jako ciągle świeża matka. Wydaje mi się jednak, że prędzej będę jeździć cargo niż z przyczepką rowerową – choć ten wariant także testowaliśmy latem ubiegłego roku i również polecam to rozwiązanie. Cargo sprawia na mnie wrażenie łatwiejszego w sterowaniu.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy może przesiąść się na rower, ale jeśli choć cień wątpliwości co do konieczności posiadania samochodu w Was zasialiśmy, to już dużo. Szczególnie zwracam się do „dzieciatych”, którym wmówiono, że bez samochodu z dzieckiem się nie da. Otóż da się. Jeśli chcielibyście nas spotkać i porozmawiać o takiej przesiadce, to wystarczy zaczaić się na nas na Bulwarach Wiślanych.
Podziękowania dla Babboe Polska za długoterminowe wypożyczenie.
Artykuł pochodzi z specjalnego nr iMagazine Fitness&Bike 3/2020