Gościnny wpis o przewożeniu psa w rowerze cargo.
Powiedzmy, że już zdecydowaliście. Kupujecie rower cargo. Jaki? Ano taki, żeby i dla psa miejsce w skrzyni się znalazło. A po co? Czy to ma w ogóle sens? Nie zazdrościmy Wam, jeśli te pytania sobie zadajecie i zastanawiacie się nad odpowiedzią. My to już mamy za sobą i wolelibyśmy przeskoczyć do następnego kroku.
Macie już rower. Przyjechaliście do domu, dzieciaki skaczą z radości, chcą na przejażdżkę. Wskakują do skrzyni, siadają na ławeczce, jedźmy! – wołają. Świetnie! Kanapki, herbata, co tam zawsze zabieracie na piknik i w drogę. Wasz pies jednak nie podziela tego entuzjazmu. Przygląda się nieufnie. Owszem, obwąchuje. Owszem, podszedł blisko. Ale żeby wejść do skrzyni? Niekoniecznie.
Na taki scenariusz raczej nie byliście przygotowani. Tyle zdjęć i filmików na Insta i TikToku, słońce, wiatr rozwiewa włosy, uśmiechy, pies też jedzie i wygląda na szczęśliwego… A tu klops. Tak miało być, a nie jest.
Czy to się uda? Pojedzie z nami pies?
Tak. Nie od razu jednak. Pies potrzebuje czasu, spokoju i zaufania. Wolimy napisać zawczasu: pies też człowiek i swoje zdanie ma. Mogą istnieć różne sposoby, ale żaden nie jest w pełni skuteczny. Potraktujcie więc ten artykuł jako opis doświadczenia, a nie jako poradnik.
Nasza Psa (Psa – pies dziewczyna, czyli Psa) to Rhodesian Ridgeback. Bardzo nie lubimy słowa rasa, no ale jest takie. No więc psy rasy Ridgeback uchodzą za niezbyt podatne na szkolenie. Krnąbrne są i uparte. Jak im się coś nie spodoba, to ekhem, pies pogrzebany.
A Psie się rower nie spodobał. Nie i już. I co teraz?
Nawet przez jedną chwilę nie zwątpiliśmy. Wiedzieliśmy, że się uda. Pies jest jak człowiek, mówiliśmy już, prawda? Jak my sądzimy, że coś jest spoko, to nam się tego chce. Jak pies pomyśli, że coś jest spoko, to zachce mu się tego tak samo jak nam, humanowatym. Musieliśmy przekonać Psę, że rower cargo jest fajny. A co jest dość skutecznym motywatorem? Forsa. Ludzie są (no, ok, bywają) przekupni, psy też.
No dobra, ale mój pies jest mały. Włożę go po prostu do skrzyni i już.
Wyskoczy, gwarantujemy. A jak przypniesz, żeby nie mógł się ruszyć, to będziesz jechał z piszczącym ze strachu psiakiem. Nie rób więc tego, dobrze?
A więc Forsa. Wiecie najlepiej, jaką walutą i jakimi nominałami operuje Wasz pies. Nasza Psa ceni np. kiełbasę. Ceni, tzn. gdy ma do wyboru zrobić, co nam się niekoniecznie podoba, a zrobić coś innego, ale dostać za to kawałek kiełbasy (byle nie z czosnkiem!!!), wybiera to drugie. Jeśli nie chcecie ryzykować z kiełbasą, suszone gryzaki, które Wasz pies lubi i nie dostaje często, też zrobią robotę.
Wyposażeni w smaczki o wysokich nominałach (suszone gęsie karki w całości) i entuzjazm przyprowadziliśmy Psę do roweru, otworzyliśmy rampę, w którą wyposażony jest nasz rower cargo (Babboe Dog) i przystąpiliśmy do dzieła. Uznaliśmy, że najpierw będziemy nagradzać samo wejście do skrzyni, a potem spokojne pozostanie w niej kilka minut. Na jazdę przyjdzie czas. Plan był taki, że to może potrwać, i nie będziemy tworzyć presji, np. ustalonym na sztywno terminem jakiejś wyprawy rowerowej lub urlopem. Do operacji „Pies w cargo” potrzebne są czas i cierpliwość. I trochę kreatywności w kombinowaniu, co zrobić w sytuacji, gdy dany pomysł nie wypali.
A ten oczywiście nie wypalił. Psa podeszła do roweru, wstawiła nawet głowę do pudła, ale nawet nie dotknęła łapą rampy. Na nic super smaczki. Ignorowała ich istnienie, nawet kiedy podstawialiśmy je pod sam nos.
Nie chce wejść do roweru? To może pospaceruje obok – postanowiliśmy.
Ustaliliśmy z Wiewiórką, że to ja będę powoził rydwan z Psą. Wsiadłem więc na Doga i ruszyłem. Psa rzeczywiście szła obok, spoglądając na mnie od czasu do czasu. Nie mamy pojęcia, co i jak psiaki sobie myślą, ale uznaliśmy to za dobry znak, że Psa interesuje się tym, kto na rowerze siedzi i co się w ogóle z tym pojazdem dzieje.
Czy mówiłem już, że jeszcze jako szczeniak Psa wybiegła nam w lesie na trakt rowerowy i zaliczyła czołówkę z rozpędzonym cyklistą? Po tym zdarzeniu nie przepada za jednośladami, delikatnie rzecz nazywając. Na szczęście trudno Babboe Doga zaliczyć do jednośladów, bo ślady zostawia trzy. Mimo to, Psa unikała podchodzenia pod koła albo przód naszego wehikułu. Nie bała się obwąchiwać go skrupulatnie, drepcząc obok. Dobry objaw numer dwa. Bardzo dobry objaw, bo Babboe Dog jest rowerem budżetowym i takie też ma komponenty – czyli jest głośny, a cały przód podskakuje na wertepach i każdej nierównej nawierzchni, dodając do buczenia układu jezdnego dodatkową porcję hałasu, a hałasu psy nie lubią.
Mimo klęski ze zignorowaniem smaczków i odmowy wejścia do pudła, przyzwyczajanie Psy do roweru toczyło się w swoim tempie, tyle że inaczej niż sobie wyobrazilismy. To jednak mały postęp.
Powtarzaliśmy kilka razy przez kolejne dni spacer obok roweru cargo, który w tym czasie został zaprzęgnięty zamiast samochodu do robienia zakupów.
Psa świetnie wskakuje do bagażnika naszego kombi. Postanowiliśmy uzbroić się w jeszcze większe nominały i upiec ciastka, które kiedyś przyrządziliśmy na pierwsze urodziny Psy i co tu dużo mówić – są ekstra. Bardzo wysoki nominał w psiej walucie. I postawić rower obok samochodu, żeby spróbować wykorzystać procedurę „hop i skok”. Czyli mówimy „hop” i rzucamy smaczek na legowisko w bagażniku. Psa od razu wskakuje, zjada smaczek, dając się przypiąć do pasów i już.
Chcieliśmy więc zrobić tak, że najpierw wskoczy do samochodu, a potem do psoweru. I zachęci ją mocniejsza od poprzedniej waluta.
I co? Następne fiasko. Do bagażnika hop, do skrzyni nie. Zastanawialiśmy się: a może rampa jej przeszkadza? Może byłoby jej łatwiej zejść z bagażnika do rowerowej skrzyni? Pomysł wydał się wystarczająco abstrakcyjny jak na nasz mały świat, Psa hops do bagażnika, dostawiliśmy rower do zderzaka a w samym środku skrzyni połozylismy wielki, tłuściutki smaczek. Psa łypała z bagażnika w dół, ślinka jej kapała i nic. Zachęcaliśmy, zapraszaliśmy, daliśmy jej powąchać następny kawałek smaczka i połozyliśmy go obok poprzedniego. Bez zmian. Ślinka kapała, my się dwoiliśmy, troiliśmy i przymilaliśmy, a pies bez ruchu.
Czy jest coś warte więcej niż wszystko inne? Tak. Jest taka rzecz, która powoduje, że nawet najbardziej kochający pies straci na chwilę rozsądek i da się zaprowadzić do Koluszek albo innego Olkusza.
Ser
Najlepiej taki, który sam schodzi ze stołu. Postanowiliśmy zacząć jednak od zwykłego Brie. I wtem…
To, że Psa postawiła przednie łapy na skrzyni, nieco nas zaskoczyło. Wzięła sobie ser i zdjęła łapy z roweru. Ok, no to jeśli jeszcze raz postawi łapy, podsadzimy ją, żeby weszła do skrzyni cała. Minęło kilkanaście dni różnorakich podchodów i potrzebowaliśmy sukcesu. Wszak i tak było jeszcze sporo do zrobienia. Wiedzieliśmy, że najpierw musimy zacząć od krótkich pobytów w skrzyni, dopracować wejścia do roweru, by odbywały się z własnej woli i dopiero wtedy przejść do niedługich przejażdżek.
Na szczęście następny kawałek sera okazał się równie przyciągający i z pomocą drobnego popychu Psa (nos i tak sam ciągnął do wyciągnietej dłoni z porzadnym kęsem sera) stała w skrzyni. Czekając na kolejne porcje dobrego. Popchaliśmy rower z Psą kilka metrów, podając smaczki i postanowiliśmy przy następnej okazji popedałować odcinek przydomowej drogi.
Tzn. ja będę jechał z Psą a Wiewiórka będzie podawać smaczki, idąc dziarsko obok nas.
I tak to się mniej więcej odbyło. Potem powtarzaliśmy kilkuminutowe przejażdżki, tyle że na dwa rowery, żeby powoli rezygnować z podawania sera. Sprawdziliśmy na mapie kilka miejsc, do których mogliśmy szybko dojechać i pozwolić Psie pobiegać bez smyczy, żeby rowerowe wyprawy kojarzyły jej się z przyjemnością i przygodą.
Dziś ser nie jest już potrzebny, rowerowych przejażdżek uzbierało się w cztery miesiące ponad pięćset kilometrów, Psa potrafi usiedzieć około godziny jazdy w jedną stronę i sprawia jej to frajdę. W przyszłym roku zabierzemy plecaki i wyruszymy w dłuższą wyprawę. Psy nie trzeba będzie już namawiać. Gdy ma ochotę na przejażdżkę, podchodzi do tylnego koła roweru Wiewiórki (jeden rower trzymamy w domu, a psower cargo na podwórku) i trąca go nosem, a potem siada przy drzwiach wyjściowych i czeka, aż się wyprawimy. Ser zostaje w domu.
Kilka uwag dodatkowych. Pies w rowerze cargo przyciąga widok i skrajne reakcje. Od grrr do łaaa, ale super! Na pierwsze przejażdżki wybierzcie w miarę mozliwości spokojne miejsca, gdzie nikt Waszego psa (ani Was) nie będzie nagabywał.
Pierwsze podróże nie bedą sprawiać psu wielkiego komfortu. Jedźcie wolno, z dala od samochodów, ruchu, wertepów, hałasu. Pies zacznie się rozglądać i wąchać. A wąchanie psa relaksuje.
Zadbajcie o wygodę i bezpieczeństwo. O pasach pisałem już na Twitterze i Instagramie, pewnie jeszcze coś się na temat pojawi.
Jazda ruchliwymi ulicami, wśród spalin, obok ciężarówek i w zgiełku jest po pewnym czasie możliwa, gdy pies przywyknie, ale radzimy takich doświadczeń unikać.
Jeździmy #psowerem z Psą na Twitterze: ridgebikedaily
Instagramie: theridgebikedaily
I ostatnio na Słoniu, czyli Mastodonie: @theridgebikedaily
Wiewiór co woził psę rowerem