Rowerzysta na zimno i mokro!

porady

Mówi się, że nie ma złej pogody na rower, jest tylko nieprzygotowany rowerzysta. Znaczy to, że można się przygotować i pojechać na przykład tak do pracy

Tylko… na miejscu trzeba się przebierać, mieć na to czas, miejsce etc. Na wieczorny koncert do filharmonii po pracy w piątek raczej tak nie pojedziemy. Kto był w Holandii czy Danii i może powiedzieć, ilu rowerzystów zimą/jesienią tak wygląda? 

Jest jeszcze drugie powiedzenie: dobierajmy strój do celu podróży, a nie do środka transportu. Można więc pojechać na rowerze tak.

Taki dobór stroju wcale nie wymaga wiedzy tajemnej i specjalnych tygodniowych przygotowań do wyjścia z domu, a w zasadzie jedynie zabezpieczenia newralgicznych punktów. 

Ręce

Dobre rękawiczki. Jestem z tych, którym marzną dłonie. Mam kilka par rękawiczek na rower, w zależności od pogody i/lub temperatury. Wybór spośród dostępnych na rynku jest bardzo duży. Ważne, żeby te jesienne były dość wodoodporne (każde przemokną, istotne jest to, ile im to zajmie). Rękawiczki powinny być antypoślizgowe, bo mokre uchwyty, mokre klamki hamulców zawsze są śliskie. Ciepłota to już bardzo indywidualna sprawa. Tym marznącym podobnie jak jak polecam cienkie rękawiczki z wełny merino, na które zakładamy te właściwe, zewnętrzne. U mnie właśnie takie rozwiązanie się sprawdza. 

Rower z założonymi mufkami na kierownicę. O wyposażeniu roweru na zimę będzie w następnym wpisie.

Rozwiązaniem alternatywnym, dodatkowym do rękawiczek są mufki zakładane na kierownicy. Chronią przed wiatrem, zimnem i wodą. Trzeba jednak uważnie dobrać model do kierownicy, żeby w razie potrzeby nie blokowały/spowalniały zdjęcia dłoni z niej. 

Stopy

Transportowo po mieście jeżdżę w „cywilnych” butach. Z małym zastrzeżeniem, że na rower preferuję buty ze sztywniejszą podeszwą – wygodniej się jedzie i mniej się człowiek męczy. Ważne też, żeby nie były zbyt śliskie, ale przecież jesienią czy zimą unikamy w ogóle śliskich butów, bez względu na środek transportu, jakim się poruszamy. Ponieważ nie lubię, jak mi wieje po kostkach, to jak tylko robi się lekko chłodniej, jeżdżę w butach zakrywających kostkę – najczęściej w sztybletach. Jeżeli mocno pada i jest do tego duża chlapa, zakładam ochraniacze na buty, które mam zawsze w sakwie. Do zwykłych pasują takie same, jak do sportowych butów rowerowych. Warto mimo wszystko przymierzyć przed zakupem, możliwe, że numer większe niż sugeruje rozmiarówka, będą lepsze. 

Dodatkowo mam w sakwie lub plecaku ściereczkę do butów. Nie lubię chodzić w ubłoconych butach, więc po dotarciu do celu, bez względu na środek transportu, przecieram buty.

Sztyblety na jesień najlepsze. (Zamszowe tylko jak nie pada deszcz)

Na trasach do około 30 minut jazdy nie mam problemu z komfortem temperaturowym (chyba że mówimy o temperaturach rangi -10 – -15); jeżeli ktoś potrzebuje cieplej, to znowu cieplejsze skarpety z merino lub innych tkanin termicznych się sprawdzą. 

Głowa

Jadąc rowerem, odczuwamy wiatr bardziej. Przede wszystkim liczy się więc ochrona uszu. Przy małych chłodach sprawdza się buff. Jak się robi zimniej, konieczna jest czapka zasłaniająca uszy. Może być tradycyjna wełniana, może być polarowa, może być merino, choć dla tych, co jeżdżą w kasku, polar jest lepszy. Są zresztą specjalne czapki pod kaski. Jeżeli jeździcie w okularach korekcyjnych, dobrze żeby czapka miała niewielki daszek, który chroni trochę przed deszczem. Można też używać specjalnych okularów przeznaczonych dla rowerzystów. Niektóre kaski miejskie mają wbudowaną, opuszczaną osłonę na oczy, a nawet nauszniki. 

Jestem z tych, którzy w mieście rzadko jeżdżą w kasku. Jednak przy złej pogodzie, kiedy jest ślisko, mokro i zwiększa się ryzyko wywrotki, zakładam kask. 

Oczywiście do tego obowiązkowo coś osłaniającego szyję. Szalik, apaszka – ważne żeby było ciepło i żeby wyglądało. Na mrozy i zimny wiatr pod szalik zakładam grubszego buffa, którym osłaniam nos i usta. 

Pozostała reszta stroju standardowa, z uwzględnieniem, że na rowerze ruszamy się intensywniej, niż idąc piechotą, więc mimo wszystko będzie nam trochę cieplej. Więc strój pół stopnia lżejszy niż na wyjście bez roweru. 

Deszcz!

Rękawiczki wodoodporne – są, ochraniacze na buty – są, czapka – jest. Co ze standardową resztą, przecież parasola nie rozłożę, jadąc na rowerze?! Holendrzy mówią na to „patrz” i… jadą. Są nawet specjalne modele parasoli dla rowerzystów. Niestety, nie jesteśmy Holandią i jazdę z parasolem w ręku odradzam. Po prostu mam zawsze w sakwie pelerynę i spodnie przeciwdeszczowe. Jeżeli pada trochę mocniej albo trasa będzie dłuższa niż około 15 minut, a siąpi gęsta mżawka, to na to, co mam na sobie, narzucam pelerynę. Jeżeli jest oberwanie chmury, dodatkowo zakładam spodnie. Wybór modeli jest duży. Są nawet wersje bardzo eleganckie, niestety niezbyt tanie. Do miasta preferuje szerokie peleryny chroniące od góry również spodnie. Bez problemu sprawdza się wersja poncho z popularnego marketu sportowego. 

Poruszanie się na co dzień jesienią czy zimą rowerem po mieście, to nie wyprawa na biegun. Nie musimy jeździć w kombinezonach narciarskich. Każdy z nas odczuwa temperaturę trochę inaczej i ma inny komfort cieplny, zatem wybierając rower jako podstawowy, całoroczny środek transportu, zabezpieczmy newralgiczne punkty: jak ręce, stopy i głowa będą osłonięte przed wiatrem i wodą to możemy jechać. 

Rower?

Nie zapomnijmy o rowerze. Jak przygotować rower na jesień i zimę i jakie są sztuczki w technice jazdy po mokrej i śliskiej nawierzchni w następnym wpisie. 

Trzy grosze od damskiej częściej RzD

Choć rowerem jeżdżę od tak zwanego „zawsze”, to dopiero od kilku sezonów jeżdżę całorocznie. Należę wprawdzie do tych, którym zawsze jest za gorąco, ale mam specyficzną przypadłość, otóż marzną mi „koniuszki” człowieka: palce u rąk, (szczególnie) palce u stóp, nos, uszy… Do tego regularnie odwiedzam operę, filharmonię, gdzie jeżdżę na rowerze, ale ubieram się elegancko. Jak to pogodzić? 

Żeby sprostać wymaganiom jesiennej szarugi na rowerze i moim potrzebom eleganckiego stroju wypracowałam sobie kilka lifehacków:

  • rękawiczki merino – cienkie – zakładam je po raz pierwszy zwykle we wrześniowy wieczór i tak z nimi zostaję do wieczorów majowych. W miarę opadania temperatury, na cienkie merino zakładam cieplejsze rękawiczki. Podobnie dają radę skarpetki merino w sztybletach. 
  • osłaniam uszy ślicznymi wełnianymi nausznikami, bo inaczej mi w uszach gwiżdże; jestem zresztą zdziwiona, że tak mało rowerzystów spotykam w nausznikach – w tym roku już w połowie września chciałam je założyć! 
  • od jesieni ochraniam nos buffem (serio, nie wiedziałam, że tak się to nazywa!), co ma nie tylko na celu ocieplić nos (którego koniuszek mi czasem zamarza przy +10!), ale także filtrować zanieczyszczone krakowskie powietrze (pod warunkiem, że kryje się pod nim np. maseczka z filtrem). 
  • zawsze mam w sakwie spodnie przeciwdeszczowe, które przezornie kupiłam w rozmiarze znaaacznie za dużym. Do perfekcji opanowałam ich zakładanie i zdejmowanie w miejscach publicznych. Pozwala mi to jeździć w minispódniczkach i rajstopach całorocznie, ale elegancko wchodzą też na jeansy, które, gdy namokną deszczem, stają się moim głównym obiektem nienawiści.

Nie wspomnę o tym, że piękne buty na obcasie, które zakładam na spektakl, wożę w sakwie, bo jazda na wysokich obcasach w mojej opinii stwarza zagrożenie dla współuczestników ruchu. To samo zresztą robiłam, gdy zdarzało mi się jechać na eleganckie wyjście samochodem; choć prowadzę auto znakomicie, to nie ryzykuję zahaczenia obcasa i spowodowania tym samym wypadku. 

Rower i kolej – dobrana para

porady

Rower i kolej to temat ostatnio bardzo często pojawiający się w mediach i dyskusjach w sieci. 21.08.2022 na portalu Rynek kolejowy ukazał się felieton p. Piotra Rachwalskiego, byłego prezesa Kolei Dolnośląskich, a obecnie szefa PKS Słupsk, poświęcony właśnie tej tematyce. 

Mnie również temat nie jest obcy, ale od tej praktycznej strony. Często bowiem podróżujemy pociągami z dzieckiem, czasem z rowerami, a czasem bez. Z zainteresowaniem przeczytałem wspomniany felieton i stwierdzam, że pan Piotr Rachwalski ma rację i jej nie ma. Z roweru zrobił nam się kot Schrödingera – jest martwy (zły) i żywy (dobry) jednocześnie. 

ETZ PolRegio z poziomymi miejscami na rowery i siedzeniami kiedy nie ma rowerów

Pan Piotr uznaje, że rower w pociągu to ostateczność, bo pociąg ma wozić pasażerów, a nie rowery, no chyba że wyjątkowo na trasach turystycznych. Powołuje się przy tym głównie na względy ekonomiczne: przewóz rowerów jest drogi, bo zajmują dużo miejsca. Jest to trochę nie na miejscu twierdzenie; kolej – transport publiczny – pełni funkcję publiczną, a nie powinna być nastawione wyłącznie na zysk i czystą kalkulację ekonomiczną. Budujemy za publiczne pieniądze drogi, autostrady, które kosztują znacznie więcej niż utrzymanie transportu publicznego. Niestety, często zdarza się, że są one przeskalowane i korzysta z nich samochodowy transport indywidualny, gdzie w 4-osobowym samochodzie jedzie tylko kierowca – czyli, trzymając się porównania, marnujemy miejsce dla 3 osób. 

Wracając do naszego kota Schrödingera, tfu roweru, on będzie trochę martwy i żywy równocześnie. Nie da się pełni zaspokoić potrzeb rowerzystów w transporcie kolejowym, ale nie nazwałbym ich sprzecznymi z potrzebami pasażerów. Rowerzyści to też pasażerowie, z takimi samymi prawami jak ci bez roweru. Zadaniem kolei pasażerskiej jest wozić pasażera, z bagażem, z rowerem, z psem czy co tam ze sobą ten pasażer weźmie (o ile nie jest to niebezpieczne dla innych). 

Oczywiście, nie da się – nie można – zapchać całego pociągu rowerami. Wydzielenie jednak 8–12 miejsc na rowery w każdym pociągu czy nawet więcej, przynajmniej ze 30, na trasach turystycznych i podmiejskich – dojazdowych do pracy mogłoby stać się celem przewoźników. Takie miejsca dla rowerów powinny być dobrze zaprojektowane, z opcją rozkładanych siedzeń, jeżeli nie są używane. Niestety, większość polskich przewoźników zamawia bądź modernizuje wagony z fatalnie zaprojektowanymi miejscami na rowery – ciasne przejścia, wysokie, zbyt blisko zamontowane wieszaki. Ilekroć wsiadam do pociągu z rowerem, myślę, że miejsca na rower w wagonie projektował ktoś, kto rower widział 30 lat temu, kiedy dostał BMX na komunię. 

Dlaczego minimum 30 miejsc w pociągach podmiejskich? Bo ludzie jeżdżą do pracy rowerami. Proponowane przez pana Rachwalskiego rozwiązanie – posiadanie dwóch rowerów – jest przerzucaniem kosztów na pasażera. Rower za 650 zł? Chyba podobnie jak projektanci miejsc na rowery, autor tej koncepcji dawno nie był w sklepie rowerowym. 650 zł kosztuje kompletne koło z przerzutką w piaście do miejskiego roweru. Wygodny rower miejski, ze średniej półki to około 2500 zł. Oczywiście można dojeżdżać 30-letnim Wigry 3, ale komfort może być niezbyt wysoki. W pracy mam koleżankę mieszkającą pod Krakowem, ma około 5 km na stację kolejową, pod górkę. Dojeżdża rowerem ze wspomaganiem elektrycznym i zazwyczaj zabiera go do pociągu, następnie w Krakowie dojeżdża do pracy, często jeździ po mieście coś załatwiać. Według Pana Piotra ma mieć dwa rowery ze wspomaganiem? Koszt jednego to w tej chwili kilkanaście tysięcy złotych. Drugi argument: w Krakowie mamy lokalny transport zbiorowy, można przecież z niego korzystać. Niestety nie zawsze, czasem przywołana osoba wybiera zbiorkom, ale chyba teraz będzie rzadziej to robić, bo miasto Kraków zmniejszyło liczbę kursów komunikacji miejskiej. 

Wagon z miejscami na rowery w pociągu PKP Intercity

Patrząc na powyższe, nie określiłbym przewożenia roweru w pociągu jako ostateczności. To są dwa środki transportu, które się idealnie uzupełniają. Oczywiście, idealnym rozwiązaniem jest dobra infrastruktura, parkingi rowerowe przy dworcach, możliwość wypożyczenia roweru na dworcu np. w ramach abonamentu albo w cenie biletu kolejowego – tak jak jest to w Holandii. Mając te elementy, można wprowadzać ograniczenia w przewozie rowerów. Na razie polskie koleje oferują jedynie wątpliwej jakości usługę przewozu roweru, fatalnie zaprojektowane miejsca w wagonach i żadnej infastruktury na stacjach i dworcach. Kto był z rowerem np. w Poznaniu ten wie. Do tego dochodzi tzw. czynnik ludzki, czyli życzliwość kierownika pociągu i jego ekipy – lub jej brak – w czasie wsiadania/wysiadania z rowerem/rowerami i rowerowym ekwipunkiem na stacjach niedostosowanych do wyciągania z pociągów ciężkich i nieporęcznych przedmiotów, często wielu. 

Transport publiczny i infrastruktura poza dużymi miastami również nie rozpieszcza. Dam przykład pozawielkomiejski. Miejscowość turystyczna nad morzem, najbliższa czynna stacja kolejowa oddalona o 30 km. Autobusów PKS brak, są jakieś busy prywatnych przewoźników, brak informacji o kursach. Jadąc z drugiego końca kraju, ma się do wyboru samochód i jazdę przez całą Polskę lub pociąg. Tylko co z dojazdem ze stacji dalej? Niepewność, czy uda się złapać busa na miejscu, może taksówkę – pytanie o koszt – który może być większy niż bilet kolejowy przez Polskę. Podróżując np. z małym dzieckiem, nie można sobie pozwolić na utknięcie na takiej stacji z powodu braku transportu. Jednym z rozwiązań jest rower – bierzemy dwa rowery i przyczepkę ze sobą do pociągu, wysiadamy na stacji,  wsiadamy na rowery i kręcimy wspomniane 30 km do celu – nad morze. 

Na razie transport publiczny w Polsce nie oferuje alternatywy, tych dojeżdżających koleją podmiejską do pracy czeka cięcie rozkładów krakowskiego MPK, tych, którzy jeżdżą w celach turystycznych – wszystkie inne wspomniane utrudnienia. Więc zanim zaczniemy rozmawiać o ograniczeniach przewozu rowerów w pociągach, zapewnijmy usługę przewozu pasażerskiego z rowerem lub bez na odpowiednim poziomie i infrastrukturę pozwalającą na to, by zostawić rower na stacji początkowej, pojechać pociągiem bez roweru i dostać się do celu oddalonego kilka, kilkanaście kilometrów od stacji końcowej za pomocą transportu  publicznego. Obecnie mamy kota Schrödingera, który jest bardziej martwy niż żywy.

Radar dla rowerzysty, radar na przyczepkę?!

recenzje

Jazda na rowerze z przyczepką rowerową staje się coraz bardziej popularna, ale za tym idzie także statystyczny wzrost zagrożeń, głównie tych ze strony kierujących samochodami. Pojawią się sprzęty podnoszące poziom naszego poczucia bezpieczeństwa. Niedawno Garmin, firma znana głównie ze specjalistycznych nawigacji, w tym rowerowych zaprezentowała nową wersję radaru dla rowerzystów. Radar dla rowerzysty? Co to i po co? 

To niewielkie urządzenie montowane na sztycy pod siodełkiem, ostrzegające przed zbliżającym się z tyłu samochodem. Czy lusterko już nie wystarcza – nie, a dokładniej nie zawsze i nie wszędzie..

Oto Varia RCT715 (kto te symbole wymyśla?) połączenie trzech urządzeń w jednym – inteligentnej tylnej lampki rowerowej, kamery i radaru. Do tej pory w ofercie Garmina był sam radar wsteczny lub lampka tylna z radarem.

Varia RCT715 zamontowana „tradycyjnie” na sztycy.

Dużo jeżdżę na rowerze, przede wszystkim transportowo, codziennie po mieście. Do pracy, z dzieckiem na zajęcia, na koncert itd. W dużych miastach, takich jak Kraków, infrastruktura rowerowa jest coraz lepsza. W centrach uspokaja się ruch tam, gdzie jest możliwość, pojawiają się drogi dla rowerów lub pasy rowerowe. Nie jest idealnie, ale jest coraz lepiej. Robi się gorzej, jak wyjedziemy z miasta. Po bardzo długiej przerwie (nie pytajcie, jak długiej!) wróciłem do sportowej jazdy rowerem szosowym. Wybrałem się kilka razy pojeździć w okolicach Krakowa i za każdym razem zdarzały mi się niezbyt bezpieczne i niezbyt miłe zachowania ze strony kierowców. To samo, niestety, przytrafia się, gdy jadę z przyczepką rowerową i małym pasażerem w środku. 

Ostatnio wybraliśmy się na krótkie wakacje, oczywiście z rowerami. Gwoli wyjaśnienia: na dalsze wyjazdy jeździmy zestawem: dwa zwykłe rowery i przyczepka. Łatwiej się zapakować do pociągu lub pokonać schody na stacji kolejowej, jeżeli nie ma podjazdu dla wózków/rowerów. O przygotowaniach do podróży z rowerami i dzieckiem koleją pisałem tutaj, teraz zatem nie będę się nad tym rozwodził. 

Na wyjazd zabrałem nowy gadżet Garmina i, zamiast na sztycy siodełka, zamontowałem go na uchwycie przyczepki rowerowej i… pojechaliśmy. Drogi były różne; starałem się wybierać te mniej uczęszczane, ale nie zawsze się dało i czasem trzeba było przejechać kilka kilometrów drogą krajową. RCT715 założone na przyczepkę się okazało całkiem przydatne, nawet, a może szczególnie na tych mniej uczęszczanych drogach. Dodam dla porządku, że Garmin podobne urządzenia miał już wcześniej w ofercie – RVR315 (sam radar) i RTL515 tylna lampka z radarem, ale nie miałem okazji z nich korzystać. 

Podstawowa funkcjonalność – radar

Dostajemy powiadomienie, zanim usłyszymy nadjeżdżający samochód. Jeżeli nadjeżdża „wolno”, informacja na wyświetlaczu pojawia się w kolorze pomarańczowym i w miarę zbliżania się pojazdu, zmienia kolor na czerwony; jeżeli pojazd porusza się szybko, to od razu na czerwono. Kierowca zbliżający się do nas również dostaje powiadomienie o naszej obecności – po wykryciu samochodu tylna lampka zaczyna mrugać silnym światłem, niezależnie od trybu świecenia, jaki mamy włączony. Powiadomienie o zbliżającym się samochodzie czy samochodach z tyłu dostajemy za pomocą dźwięku oraz informacji na wyświetlaczu (z boku wyświetlacza komputera EDGE lub na ekranie smartfona z aplikacją Varia). 

Czasami radar się myli i za samochód bierze jakiś duży metalowy obiekt obok drogi lub inne zakłócenie, ale poza miastem takie sytuacje są sporadyczne. 

Ekran Garmin EDGE530 informujący o zbliżającym się samochodzie.

W mieście mamy niestety ciągłe powiadomienia i bezustanne piszczenie, co jest przecież zgodne z prawdą (ale jednak irytujące), bo zazwyczaj jakiś samochód za nami jedzie. Powiadomienia dostajemy również wtedy, gdy jedziemy odseparowanym od drogi DDR. Mój EDGE 530 piszczał non stop.

O ile więc radar bardzo przydaje się na trasie wakacyjnej wyprawy, na przejażdżce czy na treningu kolarskim (po to został pierwotnie stworzony) czy gdy jedziemy podmiejskimi małymi drogami, o tyle zupełnie nie sprawdza się w mieście, na drodze o bardzo dużym natężeniu ruchu. I chyba jest taka jego rola, żeby nas ostrzegać przed niespodziewanymi samochodami na mało uczęszczanych drogach. Jadąc w mieście, wiemy, że zawsze jakieś auto jest za nami.

Kamera

Podstawową nowością w RCT715 jest kamera nagrywająca w jakości 720p lub 1080p 30kl/s. Nie są to parametry porażające i sugerujące bardzo wysoką jakość materiału, ale też Varia nie jest kamerą kinową, tylko rejestratorem na rower. Kamera może pracować w trybie ciągłym – nagrywa od włączenia urządzenia – lub być aktywowana razem z radarem, np. od momentu uruchomiania zapisu jazdy w komputerku Garmin Edge. Ustawiłem tryb nagrywania ciągłego.

Skorzystałem kilka razy podczas testów z nagrań z kamery z nagranymi kierowcami wyprzedzającymi mnie na tzw. gazetę ze zbyt wysoką prędkością oraz z jednym panem, który się zapędził dużym SUV-em na wąską drogę dla rowerów i nie umiał z niej wyjechać. Materiał wideo w jakości 1080p pozwala w 80% przypadków na odczyt numerów tablic rejestracyjnych, problematyczne są jedynie wtedy, gdy ktoś pod dużym kątem wyjedzie w stosunku do kamery, lub minie nas bardzo szybko – tu by się przydała rejestracja z prędkością 60 kl/s. Niestety, przypadków niebezpiecznego wyprzedzania rowerzystów jest ciągle zbyt dużo; nie wiem, czy wynika to z bezmyślności kierowców samochodów, czy z ich złośliwości – nie wnikam, ale nie zamierzam odpuszczać osobom, które powodują zagrożenie życia na drogach. 

Na rynku jest dużo wideorejestratorów przeznacznych do samochodów, a rynek rowerowy to na razie nisza. Mam nadzieję, że Garmin spowoduje pojawienie się większej ilości takich sprzętów. Kamery sportowe bowiem średnio się sprawdzają, więc ci, co chcą rejestrować drogę, są zmuszeni do pomysłowości. Na rowerze cargo z e-wspomaganiem używamy wideorejestratora przeznaczonego dla motocykli, ale o tym wkrótce na blogu. 

Bateria

Bateria Varia RCT715 przy włączonym radarze i kamerze powinna nam pozwolić na cały dzień jazdy i działania urządzenia przy włączonym oświetleniu. Komunikat o słabej baterii dostałem późnym wieczorem po całodziennej wyprawie, która rozpoczęła się przed 5:00 rano. Odejmując 3 godziny na dojazd pociągiem, to RCT715 działał bez przerwy około 9 godzin.

Nie jest to urządzenie dla każdego. Sprawdzi się u tych, którzy jeżdżą dużo poza miastem, chcą czuć się bezpieczniej i zawczasu zostać ostrzeżonymi o zbliżającym się samochodzie. Założone na przyczepkę rowerową spełniało swoją funkcję i miałem większe poczucie bezpieczeństwa, jadąc z dzieckiem z tyłu. Ostrzeżenie o zbliżającym się samochodzie – a częściej w naszym przypadku traktorze – następowało wcześniej, niż go usłyszałem. 

Oczywiście takie urządzenie nie zastąpi zdrowego rozsądku na drodze i obejrzenia się przez ramię przed wykonywaniem manewru. Kamera się przydaje, jeżeli chcemy mieć dowód, że ktoś nas niebezpiecznie mijał czy wykonywał inny manewr lub w jakiejkolwiek spornej sytuacji. Jako lampka działa rewelacyjnie, szczególnie w trybie automatycznym po sparowaniu ze zgodnym urządzeniem EDGE, dostosowując tryb świecenia do warunków. Tylko lampka w tym wypadku jest dodatkiem do radaru z kamerą, a nie odwrotnie.

Varia RCT715 jest dość duża – ma 106 × 42 × 32 mm – i po wzięciu do ręki sprawa wrażenie masywnej – 147 g. W pudełku oprócz urządzenia znajdziemy mocowanie na sztycę ze specjalnymi podkładkami dostosowanymi do jej kształtu; okrągłej, aerodynamicznej i o przekroju D. Zamontowanie na uchwycie przyczepki Thule nie stanowiło żadnego problemu, ale możliwe, że do montażu na przyczepkach innych producentów trzeba będzie podejść bardziej kreatywnie. Oczywiście w pudełku jest też kabel USB-C do ładowania oraz karta pamięci micro SD o pojemności 16 GB.

Varia RCT 715 współpracuje z komputerkami rowerowymi Garmin EDGE, wybranymi zegarkami Garmin i smartfonami z aplikacją Garmin Varia.

Czy warto?

Czy warto wydać prawie 1900 PLN na takie combo? Zależy, jak często i gdzie jeździcie. Na pewno nie jest to urządzenie dla jeżdżących głównie po mieście i okazjonalnych wycieczkowiczów. Sprawdzi się dla tych, którzy jeżdżą na większe wyprawy turystyczne i mają na trasie mniej lub bardziej uczęszczane drogi, a chcą czuć się bezpieczniej i mieć dodatkowe powiadomienie oprócz lusterka, że coś nadjeżdża z tyłu. Oraz, oczywiście, dla wszystkich tych, którzy często jeżdżą samotnie szosówką albo gravelem, dla treningu, lub relaksu. 

Wagon rowerowy Koleji Dolnośląskich – uzupełnienie

recenzje

Po lipcowej wycieczce w okolice Wrocławia i przejeździe Kolejami Dolnośląskimi postanowiłem się przyjrzeć uważnie regulaminowi korzystania z wagonu rowerowego i zadać kilka pytań biuru prasowemu przewoźnika. Poniżej odpowiedzi, które otrzymałem mailem od Pana Andrzeja Padniewskiego.

RzD: W pkt 7 jest wykluczenie m.in 3 kołowych rowerów transportowych. Najpopularniejszą formą roweru transportowego w Polsce jest tzw. longjohn czyli dwukołowy rower transportowy ze skrzynią ładunkową z przodu. Są modele spełniające wymiary wymienione w pkt. 9. Czy w związku z tym taki rower można zabrać? Czy przewidują Państwo dopuszczenie do przewozu 2 kołowych cargo o większej długości (standard to około 260 długości)?

Andrzej Padniewski – biuro prasowe Kolei Dolnośląskich: Rowery z przyczepkami mogą być przewożone na zasadach określonych w pkt 12: W przypadku chęci zakupu biletu na przewóz roweru w wagonie rowerowym u obsługi pociągu w ramach wolnych miejsc, rowery oraz rowery z przyczepkami do przewozu dzieci mogą być przyjmowane przez pracownika obsługującego wagon rowerowy, jeżeli do ich przewozu istnieją odpowiednie warunki na całej trasie przewozu, a pracownik obsługujący wagon rowerowy zezwoli na ich przewóz. Jeżeli rower spełnia warunki przewozu dot. jego maksymalnych rozmiarów oraz wagi to dopuszczamy przewóz takiego roweru. Nie przewidujemy na ten moment dopuszczenia przewozu dłuższych rowerów, ze względu na zabudowę uchwytów i szerokość samego wagonu.

RzD: W pkt 9. jest podana szerokość roweru 60 cm – w którym miejscu roweru jest ona liczona? Szerokość kierownicy, bagażnika? Standardowy rower miejski tzw. „holenderski” ma zazwyczaj kierownicę o szerokości ~62 cm, niektóre modele MTB nawet o szerokości 85 cm? PORD mówi, że dopuszczalna szerokość roweru to 90 cm? Co w przypadku MTB z szeroką kierownicą?

A. P.: Wskazane wymiary wynikają z konstrukcji mocowań rowerów i dotyczą najszerszych (najczęściej kierownica) i najdłuższych wymiarów roweru. Wzięcie pod uwagę największych rowerów  znacznie zmniejszyłaby maksymalną liczbę stanowisk, a wskazane przez nas ramy mieszczą większość rowerów. Szerokość dotyczy ramy i odległości pomiędzy skrajnymi punktami pedałów. Wynika z konstrukcji uchwytów i odległości pomiędzy rowkami w podłodze. W najbliższym czasie doprecyzujemy tę kwestię w regulaminie.

RzD: Dalej Pkt 9. baterie w rowerach elektrycznych muszą pozostać nieodłączone? Skąd taki zapis? Wyjęcie baterii zmniejsza wagę roweru (większość elektryków i tak waży poniżej regulaminowych 30 kg), w przypadku wyjęcia baterii obsłudze było by łatwiej załadować cięższy rower. Można by tę kwestię zostawić otwartą dla pasażera, obsługi wagonu rowerowego.

A. P.: Dla bezpieczeństwa nie chcemy w części osobowej przewożenia baterii różnego typu w różnym stanie zużycia.

RzD: Pkt 11. Wartość roweru nie może przekraczać 7350 zł. Dlaczego taka kwota, domyślam się że związane jest to z ubezpieczeniem przewoźnika? Kto wycenia rower? Pasażer przekazując rower do wagonu rowerowego automatycznie deklaruje, że rower nie jest wart więcej niż 7350 zł? Niestety przy aktualnych cenach rowerów, szczególnie ze wspomaganiem elektrycznym jest niska kwota. Markowy rower elektryczny średnio kosztuje ponad 10 000 zł. Dotyczy to też dużej części tradycyjnych rowerów. W sobotę w wagonie rowerowym widziałem carbonowy rower szosowy, który na pierwszy rzut oka był wart kilkanaście tysięcy złotych.

A. P.: Wartość 7350 zł nie jest niska i naturalnie, jest  związana z odpowiedzialnością przewoźnika. Zwiększenie tej wartości wiązałoby się też ze wzrostem kosztów ubezpieczenia, co musiałoby zostać odzwierciedlone w wyższej cenie biletu. Zabierając rower do części osobowej to podróżny, najczęściej właściciel sprawuje nad nim opiekę, tu jest inaczej. Podróżny przekazując rower automatycznie deklaruje, że rower nie jest wart więcej niż 7350 zł.

RzD: Jakie są procedury w przypadku uszkodzenia roweru podczas transportu w wagonie rowerowym? Sytuacja z soboty, widoczna na filmie, rower się przewrócił przy wyjmowaniu z uchwytu. Nic się nie stało, ale jeżeli by to był delikatniejszy sprzęt, wspomniana wcześniej szosówka co w takiej sytuacji? Co jeżeli się okaże, że wartość roweru jest większa niż określona w regulaminie?

A. P.: Przy odbiorze roweru, w razie zgłoszenie uszkodzeń spisuje się protokół niezgodności, a dochodzenie roszczeń odbywa się w drodze reklamacji z możliwością zaangażowania ubezpieczyciela.

RzD: Czy i kiedy Koleje Dolnośląskie planują zwiększenie liczby tras, stacji na których będzie można skorzystać z wagonu rowerowego? Sądząc po ilości pasażerów z rowerami w sobotę, zainteresowanie jest. Zdaję sobie sprawę z dużej ilości problemów technicznych i logistycznych które w przypadku takiego połączenia muszą być spełnione. Na jednej trasie się udało, liczę i na pewno nie tylko ja na szybkie pojawienie się następnych.
Niestety trochę kuleje informacja na temat stacji na których można wsiąść, wysiąść – większość kupiła bilety do Sobótki, nie Sobótki Zachodniej. Mam nadzieję, że rowerzyści się szybko przyzwyczają, doczytają informację.

A. P.: W pierwszej kolejności myślimy o uruchomieniu takiego zestawienia na trasie Wrocław-Milicz, nie będzie to jednak szybciej niż w przyszłym roku. Przejazd wagonem rowerowym wymaga spełnienia dodatkowych  warunków (np. możliwość podłączenia wagonu rowerowego, miejsce na zmianę kierunku, dostępność krawędzi peronowej) , to tylko kilka przykładów, niemniej planujemy stopniowe dodawanie nowych stacji i promowania turystyki rowerowej.

Dziękuje Panu Andrzejowi za odpowiedzi i mam nadzieję, że rozwiązanie się przyjmie i będzie dalej rozwijane. My się na pewno jeszcze w okolice Wrocławia z Kolejami Dolnośląskimi wybieramy.

Pociągiem z rowerem, z rowerem i dzieckiem?

porady

Jak mówimy, że nie mamy samochodu, to słyszymy pytanie, a jak jeździcie na wakacje? Przecież nie rowerem! Owszem, rowerem i z rowerem. Na urlop w zeszłym roku z dzieckiem pojechaliśmy z Krakowa nad morze pociągiem. Z dwoma rowerami i przyczepką. Ze stacji kolejowej do wynajętej kwatery było trochę ponad 30 km. Kilka godzin pociągiem, wysiadka, chwila oddechu, założenie sakw, podłączenie przyczepki i w drogę. Brzmi prosto, prawda? 

Jednak – jak do każdego wyjazdu – trzeba się trochę wcześniej przygotować. Niestety przewoźnicy kolejowi i spółki odpowiedzialne za dworce zastawiają na pasażerów pułapki, nie ma znaczenia, czy podróżujesz z rowerem/dzieckiem lub bez. Bądź gotowy na niespodzianki. 

Jak się przygotować do takiej podróży?

Miejsce docelowe wyjazdu znamy. Sprawdzamy zatem połączenia kolejowe z naszego miejsca wyjazdu, dokładnie czytając w systemach rezerwacji biletów, czy dany pociąg ma opcję przewozu rowerów. Zazwyczaj znajdujemy lakoniczny komunikat „ograniczone opcje przewozu rowerów”. Z pomocą przychodzi czeski serwis Vagonweb lub polski Bocznica, w którym możemy sprawdzić planowane zestawienie interesującego nas pociągu. W większości przypadków wszystko się zgadza, ale, niestety, zdarza się, że pociąg jest inaczej zestawiony. Wtedy musimy liczyć na pomoc obsługi i mieć nadzieję, że wagon z miejscami na rowery jednak został podstawiony. Na szczęście nie mieliśmy sytuacji, że miejsc na rowery w ogóle nie było. Skoro wiemy już, że nasz pociąg ma miejsca na rowery, to kupujemy bilety. 

Zestaw podróżny dla 2 dorosłych i dwuletniego dziecka.

Gdzie najlepiej kupić bilety?

Jest dostępnych kilka systemów kupowania biletów, niestety każdy z nich wygląda inaczej i oferuje inne funkcjonalności. Bilety możemy kupić na:

Strefa Pasażera (pkp.pl) – najwięcej funkcji, ale niestety występują dość częste błędy systemu i awarie. Ważne, że można kupić bilety przesiadkowe na pociągi skomunikowane. Obsługuje wielu przewoźników. 

Bilkom – dość nowy, bardzo reklamowany system przez spółki PKP, wraz z aplikacją mobilną, dostępny na iOS i na Androida. Również można kupić bilety na pociągi skomunikowane, a na pierwszym ekranie mamy nawet opcję zaznaczenia przewozu rowerów. 

intercity.pl – portal największego przewoźnika kolejowego Intercity. Nie kupimy biletów na pociągi skomunikowane, łączone. System jest ciągle dość nowy i niestety zdarzają mu się błędy – nie jest w stanie np. odnaleźć stacji początkowej. Obsługuje tylko pociągi tego przewoźnika. 

Do tego dochodzą komercyjne wyszukiwarki i systemy zakupu np. KOLEO lub Skycash obsługujące wielu przewoźników, ale nie wszystkich. Koleo ma bardzo dobrą wyszukiwarkę, ale nie kupimy tam biletów na wszystkie pociągi. 

Jeżeli to jest wyjazd w letnim okresie urlopowym, bilety kolejowe z rowerami musimy kupować jak najwcześniej. Niestety, w składach polskich przewoźników liczba miejsc na rowery jest bardzo ograniczona, dotyczy to szczególnie pociągów dalekobieżnych. Im szybciej po otwarciu sprzedaży kupimy bilety, tym lepiej, bo jak zaśpimy, to może okazać się, że miejsca na rowery zostały już wyprzedane. Np. w EIP (Pendolino) na trasie Kraków–Gdynia jest 6 (słownie: sześć) miejsc na rowery. U kolejowych przewoźników regionalnych wygląda to trochę lepiej. Nowe elektryczne zespoły trakcyjne (EZT) przewoźników regionalnych są bardziej dostosowane do potrzeb podróżnych z rowerami, ale też np. z wózkami dziecięcymi. 

Podczas kupowana biletów spotkamy kilka niespodzianek. W PKP IC nie da się kupić biletu na rower i dla rodzica z małym dzieckiem równocześnie. Rower albo dziecko. Podobno ze względu na to, że miejscówki dla rowerzystów są przypisane w tym samym wagonie, co miejsce dla rowerów, żeby można było widzieć swój jednoślad. Podobno. Chyba raz nam się tak trafiło. Zazwyczaj siedzimy na drugim końcu wagonu, tyłem do rowerów. PKP IC tłumaczy się bezpieczeństwem, żeby nikt nam roweru nie ukradł. Rower przypinam zapięciem do wieszaka, po co mam na niego patrzeć przez całą podróż? Przy tym małe dziecko w ogólnym wagonie irytuje wielu podróżnych czasem nawet samą swoją obecnością, a co dopiero, gdy zapłacze… Szkoda, PKP, że nie ułatwiasz życia dorosłym podróżnym. 

Stacje kolejowe i rowery

Mamy bilet dla nas i na rower, wiemy, jaki skład (prawdopodobnie) przyjedzie. Czas na dworzec. Stop! Jeżeli jedziemy bez przesiadek, to mamy na swojej trasie dwie stacje kolejowe. Tę, z której odjeżdżamy, którą prawdopodobnie znacie, ale czy znacie ją z perspektywy podróżnego z rowerem? Jeżeli nie, to w miarę możliwości przyjedźcie rowerem na sprawdzenie, jak się dostać na peron, z którego będzie odjeżdżał Wasz pociąg. Niestety, większość dworców jest źle dostosowana (powiedzmy szczerze: dworce kolejowe są niedostosowane) dla rowerzystów. Może się okazać, że rower nie zmieści się do windy na peron, nie ma podjazdu i trzeba go nosić po schodach. Jeżeli podróżuje się samotnie z lekkim rowerem – to mały problem. Gdy jedziemy rodzinnie i mamy dwa rowery, dziecko, przyczepkę plus trochę bagażu w sakwach, to takie noszenie może się okazać wyzwaniem. Dlatego warto sprawdzić opcje wejścia na perony z rowerem wcześniej i na pewno być na dworcu z większym wyprzedzeniem niż zwykle przed odjazdem pociągu.

Dworzec startu możemy sprawdzić. Co ze stacją docelową, jeżeli wcześniej na niej nie byliśmy albo byliśmy bez roweru i nie zwracaliśmy uwagi na udogodnienia? Niestety PKP Polskie Linie Kolejowe S.A., które są operatorem, zarządcą większości stacji, dworców kolejowych w Polsce, nie umieszczają informacji na temat dostępności stacji dla rowerzystów. Możemy się częściowo posiłkować informacjami przeznaczonymi dla osób z niepełnosprawnością ruchową, poruszających się na wózkach, ale nie wszystkie będą dla nas przydatne i nie wszystkie zgodne z rzeczywistością na miejscu. Najlepiej poprosić kogoś na miejscu o sprawdzenie, jak wyglądają perony i czy można się z nich bez problemu wydostać rowerem. Jeżeli nie mamy takiej możliwości, pozostaje poszukać w sieci, może będą jakieś aktualne zdjęcia, zapytać w mediach społecznościowych, jak wygląda przystosowanie do rowerów naszej stacji docelowej. 

Stacje, sprawdzone, bilety są – to jedziemy. Pozostaje mieć nadzieję, że odpowiednio zestawiony pociąg zostanie podstawiony i że nie będzie zbyt przepełniony. Kolej ostatnio cierpi na klęskę urodzaju: za dużo podróżnych, za mało wagonów, za mało pociągów. Kto by się spodziewał wzmożonego ruchu pasażerskiego w okresie wakacyjnym, no kto?

W następnych wpisach postaram się opisać regionalnych przewoźników oraz przedstawić typy i oznaczenia wagonów rowerowych jeżdżących po torach w Polsce. 

Jeżeli macie jakieś pytania odnośnie do podróży z rowerami to śmiało, pytajcie w komentarzach tutaj lub zapraszamy na naszego Facebooka lub Twittera.

Nowy/stary wagon rowerowy Kolei Dolnośląskich

recenzje

Zaczynamy serię materiałów o podróżowaniu z rowerem w pociągu. Był już krótki film o rowerze cargo. Teraz, na dobry początek, Koleje Dolnośląskie, czyli przewoźnik, o którym ostatnio głośno, bo uruchomił specjalne wagony rowerowe. Stare wagony towarowe wyremontowano i dostosowano do przewozu rowerów. 

Od 2.07.2022 Koleje Dolnośląskie uruchomiły pociąg z takim wagonem na trasie Wrocław Główny – Świdnica Przedmieście, przez Sobótkę Zachodnią. Wymienione stacje są bardzo istotne, ale o tym dalej. Nie pozostało nic innego, jak sprawdzić na własnych kołach. Zatem kupuję bilety i… w drogę. 

Pierwotnie chciałem pojechać w piątek, 8.07.2022. Sprawdziłem jednak rozkład jazdy na stronie Kolei Dolnośląskich i – tu pierwsza ważna informacja – okazało się, że pociąg z wagonem kolejowym kursuje tylko w weekendy. OK, pojadę w sobotę. Druga ważna informacja: jest tylko jeden kurs dziennie z Wrocławia Głównego i jeden powrotny ze Świdnicy Przedmieście. Trzecia – chyba najważniejsza, ujawnia się przy planowaniu trasy. Rowery można zapakować/wypakować tylko na stacjach: Wrocław Główny, Sobótka Zachodnia, Świdnica Przedmieście. Wszystkie te informacje można znaleźć na stronie przewoźnika, ale jeśli na nią się nie spojrzy uważnie, można się zdziwić. Zgodnie z powyższym kupiłem bilet do Sobótki Zachodniej za pomocą aplikacji Koleo (bardzo przydatna aplikacja i jeszcze o niej napiszę), mając plan powrotu do Wrocławia rowerem, z małym objazdem Zalewu Mietkowskiego i Parku Krajobrazowego Doliny Bystrzycy. 

Pozostało kupić bilet Kraków–Wrocław z nadzieją, że będą miejsca na rowery przy tak krótkim terminie do wyjazdu. Udało się, nabyłem bilet typu „pasażer + rower” na trasę Kraków Główny–Wrocław Główny oraz powrotny na popołudnie tego samego dnia. Pora odjazdu do Wrocławia musiała być bardzo wczesna, żebym mógł zdążyć na pociąg z wagonem rowerowym odjeżdżający z Wrocławia o 8:50. O tym, jak wyglądała podróż do Wrocławia PKP Intercity i o innych podróżach z rowerem pociągami dalekobieżnymi napiszę w następnym tekście z cyklu o kolei. 

Oczekiwanie na lekko opóźniony pociąg

Na Wrocławiu Głównym pierwsza miła niespodzianka: windy na perony są tak duże, że nawet rower cargo się zmieści bez większego problemu. Druga niespodzianka mniej miła – winda na peron, z którego odjeżdża pociąg z wagonem rowerowym, jest zepsuta (na inne perony windy działają). Przypadek, ale trochę niefortunny. Mój rower jest dość lekki, więc nie miałem problemu z jego wniesieniem, ale nie wszystkim było tak łatwo. Na peronie stało już dość dużo rowerzystów, oczekujących na pociąg.

Bilet na wagon rowerowy można kupić najpóźniej 15 min przed odjazdem i tyle wcześniej – według informacji przewoźnika – trzeba być na peronie przed odjazdem pociągu. 

Godzina 8:45, a pociągu nie ma – odjazd według rozkładu o 8:50. Komunikat z megafonów powiadomił nas, że ze względów technicznych pociąg jest 10 min opóźniony. Drugi weekend kursowania i takie rzeczy… Drobnostka, ale niewróżąca dobrze. Opóźnienie się nie zwiększyło, pociąg wjechał na stację.

Nie jest to wydarzenie pokroju filmu braci Lumière, ale dla podróżujących z rowerami ważna zapowiedź dobrych zmian na kolei. 

Ładujemy rowery i jedziemy. Nie tak szybko… Gdy ustawiła się kolejka do wagonu rowerowego, konduktor przeszedł sprawdzić bilety i… cofnął większość rowerzystów na standardowe miejsca dla rowerów w środku składu EZT. Dlaczego? Jak się chwilę później dowiedziałem, mieli bilety do Sobótki lub Świdnicy Miasto. Z wagonu rowerowego można wyładować i załadować rowery na stacjach Sobótka ZachodniaŚwidnica Przedmieście oraz oczywiście Wrocław Główny. Spowodowane jest to względami technicznymi – aby móc zatrzymać pociąg na dłużej, na czas wyładunku rowerów, stacja musi być wielotorowa, a Sobótka i Świdnica Miasto takie nie są. Moja drobiazgowa analiza strony internetowej przewoźnika się opłaciła, bo miałem właściwy bilet (a raczej do właściwej Sobótki!). 

Przed załadowaniem roweru do wagonu, należy zdjąć z niego sakwy. Małe torby pod siodełkiem czy na kierownicy mogły zostać. Nie do końca mam przekonanie do systemu mocowania rowerów – mianowicie łapanie za siodełko od góry, mój stalowy rower raczej jest odporny na różne przygody, ale z pełnym carbonowym byłbym ostrożny, a obok mojego jechała carbonowa szosa. Po zamocowaniu rowera, otrzymuje się numerek. Jedziemy!

Na stacji Sobótka wysiadła większość rowerzystów przekierowanych do wnętrza składu EZT z rowerami – to byli ci, którzy chyba nie doczytali informacji i kupili bilety nie na tę Sobótkę. Stacja Sobótka Zachodnia, następna na trasie, okazała się położona na granicach miasta, ze świeżo wybudowanymi lub wyremontowanymi peronami. Wyładunek rowerów był szybki – wysiadało nas tutaj dwóch, ja i pan z rowerem trekkingowym. Niestety, podczas wypinania roweru z mocowania, trekking się przewrócił, wprawdzie nic się nie stało, ale gdyby upadł na stojącą obok carbonową szosę, to mógłby być problem. Obsługa musi nabrać wprawy z mocowaniami albo też trzeba je usprawnić.

Warto tu nadmienić, że według regulaminu wartość roweru nie może przekraczać 7350 zł. Wydaje mi się, że wspomniana carbonowa szosa była droższa. Dozwolony jest też przewóz rowerów ze wspomaganiem elektrycznym, a większość z nich będzie znacznie droższa niż wyznaczona kwota, czyli, jak to jest? Ryzyko pozostawiamy po stronie rowerzysty? Postaram się dowiedzieć, jaką procedurę stosują Koleje Dolnośląskie na wypadek uszkodzenia roweru w transporcie, skąd takie ograniczenie wartości i kto rower wycenia na starcie podróży.

Współtowarzysz podróży wysiadający na tej samej stacji, co ja, zapytał obsługę o połączenie powrotne z Sobótki Zachodniej, bo myślał, że z rowerem może jechać tylko pociągiem ze specjalnym wagonem rowerowym. Dowiedział się, że może wsiąść do dowolnego pociągu Kolei Dolnośląskich. Pociąg z wagonem rowerowym wraca popołudniu, wyjazd ze Świdnicy Przedmieście ma zaplanowany na 15:58. Mnie jednak podróż powrotna nie interesowała, bo zaplanowałem około 70 km na rowerze do samego Wrocławia spokojnym tempem, żeby zdążyć na obiad przed pociągiem do Krakowa. 

Sobótka Zachodnia, teraz wracamy na własnych kołach do Wrocławia

Wprowadzenie wagonu rowerowego na bazie starego wagonu towarowego z podłączeniem go do nowoczesnych EZT to śmiałe posunięcie Kolei Dolnośląskich i ukłon w stronę pasażerów – tych z rowerami, ale też tych bez rowerów. Rowerzyści nie będą się tłoczyć wewnątrz składu, gdzie nie zawsze jest miejsce, szczególnie na popularnych trasach wycieczkowych, wszystkim będzie wygodniej. Podejrzewam, że zdaję sobie sprawę tylko z części problemów, uwarunkowań technicznych i logistycznych – choćby przystosowanie składów ETZ do ciągnięcia takiego wagonu, ograniczenie prędkości składu, jakie narzuca dodatkowy wagon starego typu, stacje wielotorowe na przystanki itp. – które musiały rozwiązać Koleje Dolnośląskie. Stąd ograniczenie do jednej trasy i tylko trzech stacji na niej, przynajmniej na razie. Jest to nowość, nie tylko na Dolnym Śląsku, ale na całym polskim rynku kolejowo-rowerowym. Gdzieś jeszcze zawodzi lekko informacja, większość chętnych nie doczytała lub nie zrozumiała i kupili bilety nie na tę stację. Myślę, że wiadomości szybko się rozejdą i w następne wakacyjne weekendy rowerzyści chcący skorzystać z nowego wagonu kupią właściwe bilety.

Połączenie sprawdzone, mam nadzieję, że wkrótce przybędzie takich w całej Polsce, a my, tym razem rodzinnie, z dzieckiem i przyczepką rowerową, na pewno się wybierzemy niedługo na wycieczkę z Kolejami Dolnośląskimi. 


Zadałem kilka pytań Kolejom Dolnośląskim odnośnie do regulaminu przewozu rowerów. Odpowiedzi znajdziecie tutaj.

Bestsellerowy, ekonomiczny, ekologiczny SUV dla całej rodziny – na co dzień i na wakacje

porady

Rowery cargo wdzierają się przebojem na europejski rynek. W Niemczech w 2021 r. sprzedało się ich ponad 300 000, w samej Kopenhadze jeździ ponad 40 000 rowerów cargo. Popularność rowerów towarowych byłaby jeszcze większa, gdyby nie problemy z dostępnością z racji pandemii. Cargo urzekają funkcjonalnością, przepastnymi skrzyniami z wieloma opcjami konfiguracji. Cargo zrobimy zakupy dla czteroosobowej rodziny, zawieziemy dzieci do przedszkola, ale też spakujemy się na weekend za miastem. Bierzemy rowery towarowe pod lupę.

Continue reading „Bestsellerowy, ekonomiczny, ekologiczny SUV dla całej rodziny – na co dzień i na wakacje”

Jak wybrać rower cargo? – część 1

porady

Naszym podstawowym środkiem transportu z dzieckiem jest rower cargo. Młody pierwszą przejażdżkę odbył, mając niecałe 3 miesiące, w testowanym Urban Arrow Family, a potem już poszło z górki. Na dłużej zostało z nami Babboe Mini Mountain . Obecnie jeździmy Riese & Müller Load 60 . Przez trzy lata mieliśmy okazję sprawdzić, przetestować prawie wszystkie modele rowerów cargo dostępne w Polsce. Wybór tego jedynego, właściwego nie jest prosty, bo nie ma rowerów do wszystkiego (no, prawie).

Rodzajów rowerów cargo możemy wyróżnić kilka, koncentrując się na najczęściej spotykanych:

  1. Longjohn – dwukołowy rower ze skrzynią z przodu.
  2. Trike – trzykołowy rower z dwoma kołami z przodu i skrzynią pomiędzy nimi.
  3. Longtail – dwukołowy rower z przedłużonym tyłem i miejscem ładunkowym z tyłu – mało popularny w Polsce

My jeździmy na codzień przedstawicielem pierwszego gatunku (longjohn) i tym typem zajmiemy się w tym wpisie. Do miejskiej dżungli dwukołowy rower jest lepszym rozwiązaniem, a, wbrew powszechnej opinii, jest stabilniejszy i łatwiejszy w prowadzeniu od trzykołowego. Łatwiej pokonuje się nierówności, krawężniki, manewruje na wąskich DDR i przejazdach. Jest też po prostu lżejszy niż trzykołowy, a równocześnie daje dużą swobodę w kwestii ładunku.
Dwukołowe cargo typu longjohn (mniejsze przednie koło i przestrzeń ładunkowa z przodu pomiędzy kołem a drążkiem kierownicy) jest chyba najwygodniejszą opcją do przewożenia dzieci. Jest dostępnych wiele modeli o takiej konstrukcji.


Od klasyków jak Bakfiest.nl, przez popularne Babboe, stateczne Urban Arrow Family, sportowe Bullity, składane Muli, po terenowe Riese & Müller Load. Specjalnie pomijam wersje biznesowe – przeznaczone tylko do przewożenia towarów. Ograniczamy się (teraz) do rowerów przystosowanych do przewozu dzieci.

Po pierwsze powinniśmy się zastanowić, jaki styl jazdy rowerem preferujemy i po jakim terenie będziemy jeździć. Tak jak ze zwykłym rowerem – jedni preferują trekkingi, inni mieszczuchy holenderskie pozwalające na bardziej wyprostowaną pozycję podczas jazdy. Urban Arrow, Babboe, Bakfiest to typowe holenderskie konstrukcje. Siedzi się wysoko wyprostowanym, geometria ramy powoduje, że jedziemy statecznie, patrząc na świat z wysoka. Bullit, Muli, Riese & Müller wymagają od jadącego pozycji bardziej pochylonej, sportowa geometria zachęca do bardziej dynamicznej jazdy, zazwyczaj są też trochę bardziej zwrotne.

Po drugie kogo i jak często będziemy wozić – wielkość i typ skrzyni są istotne. Mały rower – jak Muli czy Babboe Mini – sprawdzi się z maksymalnie dwójką młodszych dzieci, ale jeśli różnica wieku jest duża (jedno dziecko na foteliku/ławeczce, drugie w łupinie), to będzie problem z wygodnym zmieszczeniem się. Dla dwójki czy trójki dzieci rozejrzyjmy się za czymś większym, np. Urban Arrow Family, Babboe Citi, Bullit, Riese & Müller Load 75, a może Gazelle Makki.

Wielkość przestrzeni dla pasażerów warunkuje m.in. długość roweru, bo szerokość jest zazwyczaj zbliżona (według polskich przepisów nie może przekroczyć 90 cm); longjohny mają zwykle około 65–75 cm szerokości. Małe modele, jak Babboe Mini, Riese & Müller Load 60, mają około 235 cm długości, większe Babbe Citi – 265 cm, Urban Arrow Family – 275 cm, ale składane Muli tylko 195 cm. Dla porównania długość standardowego mieszczucha na kołach 28” to około 175 cm. W specyfikacji 20 cm wydaje się niewiele, ale decyduje na przykład o tym, czy rower zmieści się do windy. Długość roweru znacząco wpływa na zwrotność, tu naprawdę 20 cm robi różnicę. Poza tym każdy model wymaga chwili przyzwyczajenia. Przesiadka z Urban Arrow Family na Muli spowoduje, że będziemy mieli wrażenie wielkiej nadsterowności. Z Babboe Mini na UA Family – wsiedliśmy na limuzynę i płyniemy po drodze, ale kosztem mniejszej zwrotności. Trzeba po prostu spróbować.

Ważny jest materiał, z którego jest wykonana skrzynia. Bakfiest i Babboe stosują drewnianą sklejkę. Tradycyjnie i praktycznie, odpowiednio zaimpregnowana jest odporna na warunki atmosferyczne, trudna do uszkodzenia, a panelowa budowa pozwala na łatwą i tanią wymianę w razie uszkodzenia. Wadą jest twardość. Urban Arrow Family, Riese & Müller (w modelu Packster) i Gazelle Makki mają skrzynie wykonane z EPP – rozszerzonego polipropylenu, przypominającego trochę styropian. Jest to bardziej miękko i lżej, ale materiał jest mniej odporny na uszkodzenia mechaniczne. Przedmiot o twardych, ostrych krawędziach wrzucony do skrzyni luzem może uszkodzić powierzchnię. Bullit od Larry vs. Harry ma kilka opcji zabudowy platformy ładunkowej, najpopularniejsza jest wykonana po prostu z brezentu namiotowego. Load 60 i 75 od Riese & Müller ma burty z materiału podobnego do sklejki, który jest równie twardy, ale lżejszy, za to w zestawie w opcji dla dzieci są wygodne miękkie foteliki z zagłówkiem i regulowaną wysokością oparcia.

W przypadku jazdy z dziećmi istotne są też dodatkowe elementy wyposażenia. Po pierwsze miejsce dla pasażera. Niektóre rowery w wersji podstawowej mają ławeczkę drewnianą z pasami bezpieczeństwa (Babboe, Bakfiest) – foteliki, miękkie siedzonka są jako opcjonalne dodatki. Urban Arrow ma w podstawowej wersji miękką ławkę, którą można jeszcze bardziej…, jakby to powiedzieć, zmiękczyć dodatkowymi akcesoriami. Modele Riese & Müller Load i Packster mają od razu miękkie wygodne, regulowane siedzenia. Wszystko to jest dostosowane dla młodych pasażerów mających minimum 18 miesięcy. Co z młodszymi? Nie da się?

Łupina Kiddy na amortyzowanym stelażu w Babboe Mini


Oczywiście, że można. Producenci oferują specjalne mocowania do łupin typu „MaxiCosi”. Takie rozwiązania znajdziemy u Babboe, Uraban Arrow, Riese & Müller. Część z nich ma dodatkową amortyzację. Dla trochę większych, już samodzielnie siedzących, są np. foteliki Melia .
Przegląd fotelików i rozwiązań do mocowania łupiny, fotelików na ISOFIX postaramy się opublikować wkrótce. Teraz dodamy tylko tyle, że dobór fotelika najlepiej skonsultować z pasażerem, przecież on tam będzie jeździł.

Oprócz siedzenia musimy też pamiętać o namiocie przeciwdeszczowym i osłonie przed słońcem. Te dodatki są uzależnione od producenta i modelu roweru. W przypadku niektórych (np. Urban Arrow) możemy mieć do wyboru kilka opcji pasujących do tego samego modelu roweru. Są namioty otiwerane przez podnoszenie do góry Riese & Müller Load 60 i Packster, oraz jeden z modeli do Urban Arrow Family, spotkamy otwierane po bokach jak w Babboe Mini i City, Urban Arrow Family, oraz Riese & Müller Load 75. Ważnym elementem namiotu jest możliwość zrobienia przewiewu przy równoczesnym nie wpuszczaniu deszczu/śniegu/zimna. Warto też zwrócić uwagę na kształt, duży namiot na dużym rowerze daje duży opór powietrza, np bańkowaty namiot Babboe City daje się mocno odczuć.
Które rozwiązanie jest najwygodniejsze? Kwestia indywidualnych preferencji. Nam najbardziej przypadły do gustu namioty z Urban Arrow Family i Riese & Müller Load 75 z super wygodnym otwieraniem z boków i możliwością jazdy z podwiniętymi bokami.

Napęd – to pytanie, czy rower ma być ze wspomaganiem elektrycznym, czy bez i z jakim rodzajem przerzutki. Musimy mierzyć siły na zamiary, czy damy radę pojechać rowerem ważącym zazwyczaj około 30 kg + z pasażerem bądź pasażerami i wszystkimi dodatkami, które dzieci chcą ze sobą zabrać. Nasze dziecko na przykład jeździ z podręczną biblioteką.
Gdzie mieszkamy: czy jest płasko, czy mamy w okolicy pagórki? To są czynniki do rozważenia. O rodzajach wspomagania do rowerów elektrycznych już pisałem – zachęcam do zajrzenia tutaj. To samo odnosi się do rowerów cargo, z małą różnicą, że nie ma seryjnych rowerów cargo z silnikiem w przednim kole; taka konstrukcja słabo się sprawdza. Nasze wszystkie rowery, z wyjątkiem zastępczego Muli, miały wspomaganie elektryczne. Kraków wprawdzie nie jest bardzo pagórkowaty, ale wystarczy wyjechać kawałek za miasto i docenia się moc wspomagania.


Co do przerzutki, to w holenderskich (np. Urban Arrow i duża część modeli Babboe) znajdziemy przerzutki planetarne (w piaście). To bardzo dobre i wygodne rozwiązanie, prawie bezobsługowe, do miasta w sam raz. Niektóre modele mają tradycyjne przerzutki spotykane w rowerach MTB czy trekkingowych (część modeli Babboe i Riese & Müller). Ze względu na odsłoniętą konstrukcję wymagają one więcej uwagi niż planetarne, łańcucha nie da się zamknąć w pełnej osłonie, więc trzeba go częściej czyścić i uważać na nogawkę. W tzw. modelach z wyższej półki można zamówić rower z napędem na pasku Gates, wtedy mamy przerzutkę planetarną (nie można zastosować tradycyjnej) i jeszcze większą bezobsługowość, wytrzymałość i czystość – paska się nie smaruje, tylko myje wodą od czasu do czasu, i według danych producenta wytrzymuje co najmniej kilkanaście tysięcy kilometrów (dla porównania łańcuch średnio 3000–4000 km, zależnie od warunków i serwisowania).


Mieliśmy rowery cargo z łańcuchami, mamy teraz z paskiem, na razie bezserwisowo przejechaliśmy ponad 1600 km, krótką recenzję naszego aktualnego Krokodyla można znaleźć tutaj.

Tak jak nie ma samochodu uniwersalnego, tak nie ma roweru do wszystkiego. Opcji wśród cargo longjohn znajdziemy wiele, od statecznych, jak limuzyny Urban Arrow, przez szybkie sportowe w swojej charakterystyce Bullity, do trochę przypominających terenowe Riese & Müller Load, gdzieś pomiędzy z małym, kompaktowym Muli, które zaparkujemy wszędzie. Trzeba po prostu spróbować, przejechać się kilkoma modelami i zobaczyć, jaki styl jazdy i funkcjonalności roweru nam odpowiadają. Większość dystrybutorów rowerów cargo ma flotę demo i oferuje wypożyczenia. My niezmiennie zapraszamy do ekipy z towarowe.pl, która pomoże, doradzi, a może na hasło #roweremzdzieckiem zaoferuje mały rabat.


Żaba która została krokodylem, czyli Riese & Müller Load 60 Vario

recenzje

Pierwszy był Babboe Citi bez wspomagania, bo większe zakupy trzeba było zrobić. Drugi był Urban Arrow Family 2019 na testy i sprawdzenie czy rower cargo będzie dla nas. Na dłużej został e-Smok Babboe Mini Mountain. Był z nami prawie trzy lata, na upał, na deszcz, na śnieg, z górki i pod górkę.

Continue reading „Żaba która została krokodylem, czyli Riese & Müller Load 60 Vario”

Jak wybrać rower ze wspomaganiem elektrycznym

porady

Wzrasta popularność rowerów ze wspomaganiem elektrycznym; także na polskich ulicach pojawia się coraz więcej e-rowerów. Prawie każdy większy producent oferuje takie modele, dostępne są również zestawy do przerobienia tradycyjnych jednośladów. Wybór nie jest łatwy. Zanim jednak zdecydujemy się na rower z „dopingiem”, powinniśmy sobie odpowiedzieć na kilka pytań. Część z nich odnosi się zresztą też do wyboru tradycyjnego roweru, bez wspomagania elektrycznego.

Continue reading „Jak wybrać rower ze wspomaganiem elektrycznym”