Rower i kolej – dobrana para

porady

Rower i kolej to temat ostatnio bardzo często pojawiający się w mediach i dyskusjach w sieci. 21.08.2022 na portalu Rynek kolejowy ukazał się felieton p. Piotra Rachwalskiego, byłego prezesa Kolei Dolnośląskich, a obecnie szefa PKS Słupsk, poświęcony właśnie tej tematyce. 

Mnie również temat nie jest obcy, ale od tej praktycznej strony. Często bowiem podróżujemy pociągami z dzieckiem, czasem z rowerami, a czasem bez. Z zainteresowaniem przeczytałem wspomniany felieton i stwierdzam, że pan Piotr Rachwalski ma rację i jej nie ma. Z roweru zrobił nam się kot Schrödingera – jest martwy (zły) i żywy (dobry) jednocześnie. 

ETZ PolRegio z poziomymi miejscami na rowery i siedzeniami kiedy nie ma rowerów

Pan Piotr uznaje, że rower w pociągu to ostateczność, bo pociąg ma wozić pasażerów, a nie rowery, no chyba że wyjątkowo na trasach turystycznych. Powołuje się przy tym głównie na względy ekonomiczne: przewóz rowerów jest drogi, bo zajmują dużo miejsca. Jest to trochę nie na miejscu twierdzenie; kolej – transport publiczny – pełni funkcję publiczną, a nie powinna być nastawione wyłącznie na zysk i czystą kalkulację ekonomiczną. Budujemy za publiczne pieniądze drogi, autostrady, które kosztują znacznie więcej niż utrzymanie transportu publicznego. Niestety, często zdarza się, że są one przeskalowane i korzysta z nich samochodowy transport indywidualny, gdzie w 4-osobowym samochodzie jedzie tylko kierowca – czyli, trzymając się porównania, marnujemy miejsce dla 3 osób. 

Wracając do naszego kota Schrödingera, tfu roweru, on będzie trochę martwy i żywy równocześnie. Nie da się pełni zaspokoić potrzeb rowerzystów w transporcie kolejowym, ale nie nazwałbym ich sprzecznymi z potrzebami pasażerów. Rowerzyści to też pasażerowie, z takimi samymi prawami jak ci bez roweru. Zadaniem kolei pasażerskiej jest wozić pasażera, z bagażem, z rowerem, z psem czy co tam ze sobą ten pasażer weźmie (o ile nie jest to niebezpieczne dla innych). 

Oczywiście, nie da się – nie można – zapchać całego pociągu rowerami. Wydzielenie jednak 8–12 miejsc na rowery w każdym pociągu czy nawet więcej, przynajmniej ze 30, na trasach turystycznych i podmiejskich – dojazdowych do pracy mogłoby stać się celem przewoźników. Takie miejsca dla rowerów powinny być dobrze zaprojektowane, z opcją rozkładanych siedzeń, jeżeli nie są używane. Niestety, większość polskich przewoźników zamawia bądź modernizuje wagony z fatalnie zaprojektowanymi miejscami na rowery – ciasne przejścia, wysokie, zbyt blisko zamontowane wieszaki. Ilekroć wsiadam do pociągu z rowerem, myślę, że miejsca na rower w wagonie projektował ktoś, kto rower widział 30 lat temu, kiedy dostał BMX na komunię. 

Dlaczego minimum 30 miejsc w pociągach podmiejskich? Bo ludzie jeżdżą do pracy rowerami. Proponowane przez pana Rachwalskiego rozwiązanie – posiadanie dwóch rowerów – jest przerzucaniem kosztów na pasażera. Rower za 650 zł? Chyba podobnie jak projektanci miejsc na rowery, autor tej koncepcji dawno nie był w sklepie rowerowym. 650 zł kosztuje kompletne koło z przerzutką w piaście do miejskiego roweru. Wygodny rower miejski, ze średniej półki to około 2500 zł. Oczywiście można dojeżdżać 30-letnim Wigry 3, ale komfort może być niezbyt wysoki. W pracy mam koleżankę mieszkającą pod Krakowem, ma około 5 km na stację kolejową, pod górkę. Dojeżdża rowerem ze wspomaganiem elektrycznym i zazwyczaj zabiera go do pociągu, następnie w Krakowie dojeżdża do pracy, często jeździ po mieście coś załatwiać. Według Pana Piotra ma mieć dwa rowery ze wspomaganiem? Koszt jednego to w tej chwili kilkanaście tysięcy złotych. Drugi argument: w Krakowie mamy lokalny transport zbiorowy, można przecież z niego korzystać. Niestety nie zawsze, czasem przywołana osoba wybiera zbiorkom, ale chyba teraz będzie rzadziej to robić, bo miasto Kraków zmniejszyło liczbę kursów komunikacji miejskiej. 

Wagon z miejscami na rowery w pociągu PKP Intercity

Patrząc na powyższe, nie określiłbym przewożenia roweru w pociągu jako ostateczności. To są dwa środki transportu, które się idealnie uzupełniają. Oczywiście, idealnym rozwiązaniem jest dobra infrastruktura, parkingi rowerowe przy dworcach, możliwość wypożyczenia roweru na dworcu np. w ramach abonamentu albo w cenie biletu kolejowego – tak jak jest to w Holandii. Mając te elementy, można wprowadzać ograniczenia w przewozie rowerów. Na razie polskie koleje oferują jedynie wątpliwej jakości usługę przewozu roweru, fatalnie zaprojektowane miejsca w wagonach i żadnej infastruktury na stacjach i dworcach. Kto był z rowerem np. w Poznaniu ten wie. Do tego dochodzi tzw. czynnik ludzki, czyli życzliwość kierownika pociągu i jego ekipy – lub jej brak – w czasie wsiadania/wysiadania z rowerem/rowerami i rowerowym ekwipunkiem na stacjach niedostosowanych do wyciągania z pociągów ciężkich i nieporęcznych przedmiotów, często wielu. 

Transport publiczny i infrastruktura poza dużymi miastami również nie rozpieszcza. Dam przykład pozawielkomiejski. Miejscowość turystyczna nad morzem, najbliższa czynna stacja kolejowa oddalona o 30 km. Autobusów PKS brak, są jakieś busy prywatnych przewoźników, brak informacji o kursach. Jadąc z drugiego końca kraju, ma się do wyboru samochód i jazdę przez całą Polskę lub pociąg. Tylko co z dojazdem ze stacji dalej? Niepewność, czy uda się złapać busa na miejscu, może taksówkę – pytanie o koszt – który może być większy niż bilet kolejowy przez Polskę. Podróżując np. z małym dzieckiem, nie można sobie pozwolić na utknięcie na takiej stacji z powodu braku transportu. Jednym z rozwiązań jest rower – bierzemy dwa rowery i przyczepkę ze sobą do pociągu, wysiadamy na stacji,  wsiadamy na rowery i kręcimy wspomniane 30 km do celu – nad morze. 

Na razie transport publiczny w Polsce nie oferuje alternatywy, tych dojeżdżających koleją podmiejską do pracy czeka cięcie rozkładów krakowskiego MPK, tych, którzy jeżdżą w celach turystycznych – wszystkie inne wspomniane utrudnienia. Więc zanim zaczniemy rozmawiać o ograniczeniach przewozu rowerów w pociągach, zapewnijmy usługę przewozu pasażerskiego z rowerem lub bez na odpowiednim poziomie i infrastrukturę pozwalającą na to, by zostawić rower na stacji początkowej, pojechać pociągiem bez roweru i dostać się do celu oddalonego kilka, kilkanaście kilometrów od stacji końcowej za pomocą transportu  publicznego. Obecnie mamy kota Schrödingera, który jest bardziej martwy niż żywy.

Radar dla rowerzysty, radar na przyczepkę?!

recenzje

Jazda na rowerze z przyczepką rowerową staje się coraz bardziej popularna, ale za tym idzie także statystyczny wzrost zagrożeń, głównie tych ze strony kierujących samochodami. Pojawią się sprzęty podnoszące poziom naszego poczucia bezpieczeństwa. Niedawno Garmin, firma znana głównie ze specjalistycznych nawigacji, w tym rowerowych zaprezentowała nową wersję radaru dla rowerzystów. Radar dla rowerzysty? Co to i po co? 

To niewielkie urządzenie montowane na sztycy pod siodełkiem, ostrzegające przed zbliżającym się z tyłu samochodem. Czy lusterko już nie wystarcza – nie, a dokładniej nie zawsze i nie wszędzie..

Oto Varia RCT715 (kto te symbole wymyśla?) połączenie trzech urządzeń w jednym – inteligentnej tylnej lampki rowerowej, kamery i radaru. Do tej pory w ofercie Garmina był sam radar wsteczny lub lampka tylna z radarem.

Varia RCT715 zamontowana „tradycyjnie” na sztycy.

Dużo jeżdżę na rowerze, przede wszystkim transportowo, codziennie po mieście. Do pracy, z dzieckiem na zajęcia, na koncert itd. W dużych miastach, takich jak Kraków, infrastruktura rowerowa jest coraz lepsza. W centrach uspokaja się ruch tam, gdzie jest możliwość, pojawiają się drogi dla rowerów lub pasy rowerowe. Nie jest idealnie, ale jest coraz lepiej. Robi się gorzej, jak wyjedziemy z miasta. Po bardzo długiej przerwie (nie pytajcie, jak długiej!) wróciłem do sportowej jazdy rowerem szosowym. Wybrałem się kilka razy pojeździć w okolicach Krakowa i za każdym razem zdarzały mi się niezbyt bezpieczne i niezbyt miłe zachowania ze strony kierowców. To samo, niestety, przytrafia się, gdy jadę z przyczepką rowerową i małym pasażerem w środku. 

Ostatnio wybraliśmy się na krótkie wakacje, oczywiście z rowerami. Gwoli wyjaśnienia: na dalsze wyjazdy jeździmy zestawem: dwa zwykłe rowery i przyczepka. Łatwiej się zapakować do pociągu lub pokonać schody na stacji kolejowej, jeżeli nie ma podjazdu dla wózków/rowerów. O przygotowaniach do podróży z rowerami i dzieckiem koleją pisałem tutaj, teraz zatem nie będę się nad tym rozwodził. 

Na wyjazd zabrałem nowy gadżet Garmina i, zamiast na sztycy siodełka, zamontowałem go na uchwycie przyczepki rowerowej i… pojechaliśmy. Drogi były różne; starałem się wybierać te mniej uczęszczane, ale nie zawsze się dało i czasem trzeba było przejechać kilka kilometrów drogą krajową. RCT715 założone na przyczepkę się okazało całkiem przydatne, nawet, a może szczególnie na tych mniej uczęszczanych drogach. Dodam dla porządku, że Garmin podobne urządzenia miał już wcześniej w ofercie – RVR315 (sam radar) i RTL515 tylna lampka z radarem, ale nie miałem okazji z nich korzystać. 

Podstawowa funkcjonalność – radar

Dostajemy powiadomienie, zanim usłyszymy nadjeżdżający samochód. Jeżeli nadjeżdża „wolno”, informacja na wyświetlaczu pojawia się w kolorze pomarańczowym i w miarę zbliżania się pojazdu, zmienia kolor na czerwony; jeżeli pojazd porusza się szybko, to od razu na czerwono. Kierowca zbliżający się do nas również dostaje powiadomienie o naszej obecności – po wykryciu samochodu tylna lampka zaczyna mrugać silnym światłem, niezależnie od trybu świecenia, jaki mamy włączony. Powiadomienie o zbliżającym się samochodzie czy samochodach z tyłu dostajemy za pomocą dźwięku oraz informacji na wyświetlaczu (z boku wyświetlacza komputera EDGE lub na ekranie smartfona z aplikacją Varia). 

Czasami radar się myli i za samochód bierze jakiś duży metalowy obiekt obok drogi lub inne zakłócenie, ale poza miastem takie sytuacje są sporadyczne. 

Ekran Garmin EDGE530 informujący o zbliżającym się samochodzie.

W mieście mamy niestety ciągłe powiadomienia i bezustanne piszczenie, co jest przecież zgodne z prawdą (ale jednak irytujące), bo zazwyczaj jakiś samochód za nami jedzie. Powiadomienia dostajemy również wtedy, gdy jedziemy odseparowanym od drogi DDR. Mój EDGE 530 piszczał non stop.

O ile więc radar bardzo przydaje się na trasie wakacyjnej wyprawy, na przejażdżce czy na treningu kolarskim (po to został pierwotnie stworzony) czy gdy jedziemy podmiejskimi małymi drogami, o tyle zupełnie nie sprawdza się w mieście, na drodze o bardzo dużym natężeniu ruchu. I chyba jest taka jego rola, żeby nas ostrzegać przed niespodziewanymi samochodami na mało uczęszczanych drogach. Jadąc w mieście, wiemy, że zawsze jakieś auto jest za nami.

Kamera

Podstawową nowością w RCT715 jest kamera nagrywająca w jakości 720p lub 1080p 30kl/s. Nie są to parametry porażające i sugerujące bardzo wysoką jakość materiału, ale też Varia nie jest kamerą kinową, tylko rejestratorem na rower. Kamera może pracować w trybie ciągłym – nagrywa od włączenia urządzenia – lub być aktywowana razem z radarem, np. od momentu uruchomiania zapisu jazdy w komputerku Garmin Edge. Ustawiłem tryb nagrywania ciągłego.

Skorzystałem kilka razy podczas testów z nagrań z kamery z nagranymi kierowcami wyprzedzającymi mnie na tzw. gazetę ze zbyt wysoką prędkością oraz z jednym panem, który się zapędził dużym SUV-em na wąską drogę dla rowerów i nie umiał z niej wyjechać. Materiał wideo w jakości 1080p pozwala w 80% przypadków na odczyt numerów tablic rejestracyjnych, problematyczne są jedynie wtedy, gdy ktoś pod dużym kątem wyjedzie w stosunku do kamery, lub minie nas bardzo szybko – tu by się przydała rejestracja z prędkością 60 kl/s. Niestety, przypadków niebezpiecznego wyprzedzania rowerzystów jest ciągle zbyt dużo; nie wiem, czy wynika to z bezmyślności kierowców samochodów, czy z ich złośliwości – nie wnikam, ale nie zamierzam odpuszczać osobom, które powodują zagrożenie życia na drogach. 

Na rynku jest dużo wideorejestratorów przeznacznych do samochodów, a rynek rowerowy to na razie nisza. Mam nadzieję, że Garmin spowoduje pojawienie się większej ilości takich sprzętów. Kamery sportowe bowiem średnio się sprawdzają, więc ci, co chcą rejestrować drogę, są zmuszeni do pomysłowości. Na rowerze cargo z e-wspomaganiem używamy wideorejestratora przeznaczonego dla motocykli, ale o tym wkrótce na blogu. 

Bateria

Bateria Varia RCT715 przy włączonym radarze i kamerze powinna nam pozwolić na cały dzień jazdy i działania urządzenia przy włączonym oświetleniu. Komunikat o słabej baterii dostałem późnym wieczorem po całodziennej wyprawie, która rozpoczęła się przed 5:00 rano. Odejmując 3 godziny na dojazd pociągiem, to RCT715 działał bez przerwy około 9 godzin.

Nie jest to urządzenie dla każdego. Sprawdzi się u tych, którzy jeżdżą dużo poza miastem, chcą czuć się bezpieczniej i zawczasu zostać ostrzeżonymi o zbliżającym się samochodzie. Założone na przyczepkę rowerową spełniało swoją funkcję i miałem większe poczucie bezpieczeństwa, jadąc z dzieckiem z tyłu. Ostrzeżenie o zbliżającym się samochodzie – a częściej w naszym przypadku traktorze – następowało wcześniej, niż go usłyszałem. 

Oczywiście takie urządzenie nie zastąpi zdrowego rozsądku na drodze i obejrzenia się przez ramię przed wykonywaniem manewru. Kamera się przydaje, jeżeli chcemy mieć dowód, że ktoś nas niebezpiecznie mijał czy wykonywał inny manewr lub w jakiejkolwiek spornej sytuacji. Jako lampka działa rewelacyjnie, szczególnie w trybie automatycznym po sparowaniu ze zgodnym urządzeniem EDGE, dostosowując tryb świecenia do warunków. Tylko lampka w tym wypadku jest dodatkiem do radaru z kamerą, a nie odwrotnie.

Varia RCT715 jest dość duża – ma 106 × 42 × 32 mm – i po wzięciu do ręki sprawa wrażenie masywnej – 147 g. W pudełku oprócz urządzenia znajdziemy mocowanie na sztycę ze specjalnymi podkładkami dostosowanymi do jej kształtu; okrągłej, aerodynamicznej i o przekroju D. Zamontowanie na uchwycie przyczepki Thule nie stanowiło żadnego problemu, ale możliwe, że do montażu na przyczepkach innych producentów trzeba będzie podejść bardziej kreatywnie. Oczywiście w pudełku jest też kabel USB-C do ładowania oraz karta pamięci micro SD o pojemności 16 GB.

Varia RCT 715 współpracuje z komputerkami rowerowymi Garmin EDGE, wybranymi zegarkami Garmin i smartfonami z aplikacją Garmin Varia.

Czy warto?

Czy warto wydać prawie 1900 PLN na takie combo? Zależy, jak często i gdzie jeździcie. Na pewno nie jest to urządzenie dla jeżdżących głównie po mieście i okazjonalnych wycieczkowiczów. Sprawdzi się dla tych, którzy jeżdżą na większe wyprawy turystyczne i mają na trasie mniej lub bardziej uczęszczane drogi, a chcą czuć się bezpieczniej i mieć dodatkowe powiadomienie oprócz lusterka, że coś nadjeżdża z tyłu. Oraz, oczywiście, dla wszystkich tych, którzy często jeżdżą samotnie szosówką albo gravelem, dla treningu, lub relaksu. 

Jak wybrać rower cargo? – część 1

porady

Naszym podstawowym środkiem transportu z dzieckiem jest rower cargo. Młody pierwszą przejażdżkę odbył, mając niecałe 3 miesiące, w testowanym Urban Arrow Family, a potem już poszło z górki. Na dłużej zostało z nami Babboe Mini Mountain . Obecnie jeździmy Riese & Müller Load 60 . Przez trzy lata mieliśmy okazję sprawdzić, przetestować prawie wszystkie modele rowerów cargo dostępne w Polsce. Wybór tego jedynego, właściwego nie jest prosty, bo nie ma rowerów do wszystkiego (no, prawie).

Rodzajów rowerów cargo możemy wyróżnić kilka, koncentrując się na najczęściej spotykanych:

  1. Longjohn – dwukołowy rower ze skrzynią z przodu.
  2. Trike – trzykołowy rower z dwoma kołami z przodu i skrzynią pomiędzy nimi.
  3. Longtail – dwukołowy rower z przedłużonym tyłem i miejscem ładunkowym z tyłu – mało popularny w Polsce

My jeździmy na codzień przedstawicielem pierwszego gatunku (longjohn) i tym typem zajmiemy się w tym wpisie. Do miejskiej dżungli dwukołowy rower jest lepszym rozwiązaniem, a, wbrew powszechnej opinii, jest stabilniejszy i łatwiejszy w prowadzeniu od trzykołowego. Łatwiej pokonuje się nierówności, krawężniki, manewruje na wąskich DDR i przejazdach. Jest też po prostu lżejszy niż trzykołowy, a równocześnie daje dużą swobodę w kwestii ładunku.
Dwukołowe cargo typu longjohn (mniejsze przednie koło i przestrzeń ładunkowa z przodu pomiędzy kołem a drążkiem kierownicy) jest chyba najwygodniejszą opcją do przewożenia dzieci. Jest dostępnych wiele modeli o takiej konstrukcji.


Od klasyków jak Bakfiest.nl, przez popularne Babboe, stateczne Urban Arrow Family, sportowe Bullity, składane Muli, po terenowe Riese & Müller Load. Specjalnie pomijam wersje biznesowe – przeznaczone tylko do przewożenia towarów. Ograniczamy się (teraz) do rowerów przystosowanych do przewozu dzieci.

Po pierwsze powinniśmy się zastanowić, jaki styl jazdy rowerem preferujemy i po jakim terenie będziemy jeździć. Tak jak ze zwykłym rowerem – jedni preferują trekkingi, inni mieszczuchy holenderskie pozwalające na bardziej wyprostowaną pozycję podczas jazdy. Urban Arrow, Babboe, Bakfiest to typowe holenderskie konstrukcje. Siedzi się wysoko wyprostowanym, geometria ramy powoduje, że jedziemy statecznie, patrząc na świat z wysoka. Bullit, Muli, Riese & Müller wymagają od jadącego pozycji bardziej pochylonej, sportowa geometria zachęca do bardziej dynamicznej jazdy, zazwyczaj są też trochę bardziej zwrotne.

Po drugie kogo i jak często będziemy wozić – wielkość i typ skrzyni są istotne. Mały rower – jak Muli czy Babboe Mini – sprawdzi się z maksymalnie dwójką młodszych dzieci, ale jeśli różnica wieku jest duża (jedno dziecko na foteliku/ławeczce, drugie w łupinie), to będzie problem z wygodnym zmieszczeniem się. Dla dwójki czy trójki dzieci rozejrzyjmy się za czymś większym, np. Urban Arrow Family, Babboe Citi, Bullit, Riese & Müller Load 75, a może Gazelle Makki.

Wielkość przestrzeni dla pasażerów warunkuje m.in. długość roweru, bo szerokość jest zazwyczaj zbliżona (według polskich przepisów nie może przekroczyć 90 cm); longjohny mają zwykle około 65–75 cm szerokości. Małe modele, jak Babboe Mini, Riese & Müller Load 60, mają około 235 cm długości, większe Babbe Citi – 265 cm, Urban Arrow Family – 275 cm, ale składane Muli tylko 195 cm. Dla porównania długość standardowego mieszczucha na kołach 28” to około 175 cm. W specyfikacji 20 cm wydaje się niewiele, ale decyduje na przykład o tym, czy rower zmieści się do windy. Długość roweru znacząco wpływa na zwrotność, tu naprawdę 20 cm robi różnicę. Poza tym każdy model wymaga chwili przyzwyczajenia. Przesiadka z Urban Arrow Family na Muli spowoduje, że będziemy mieli wrażenie wielkiej nadsterowności. Z Babboe Mini na UA Family – wsiedliśmy na limuzynę i płyniemy po drodze, ale kosztem mniejszej zwrotności. Trzeba po prostu spróbować.

Ważny jest materiał, z którego jest wykonana skrzynia. Bakfiest i Babboe stosują drewnianą sklejkę. Tradycyjnie i praktycznie, odpowiednio zaimpregnowana jest odporna na warunki atmosferyczne, trudna do uszkodzenia, a panelowa budowa pozwala na łatwą i tanią wymianę w razie uszkodzenia. Wadą jest twardość. Urban Arrow Family, Riese & Müller (w modelu Packster) i Gazelle Makki mają skrzynie wykonane z EPP – rozszerzonego polipropylenu, przypominającego trochę styropian. Jest to bardziej miękko i lżej, ale materiał jest mniej odporny na uszkodzenia mechaniczne. Przedmiot o twardych, ostrych krawędziach wrzucony do skrzyni luzem może uszkodzić powierzchnię. Bullit od Larry vs. Harry ma kilka opcji zabudowy platformy ładunkowej, najpopularniejsza jest wykonana po prostu z brezentu namiotowego. Load 60 i 75 od Riese & Müller ma burty z materiału podobnego do sklejki, który jest równie twardy, ale lżejszy, za to w zestawie w opcji dla dzieci są wygodne miękkie foteliki z zagłówkiem i regulowaną wysokością oparcia.

W przypadku jazdy z dziećmi istotne są też dodatkowe elementy wyposażenia. Po pierwsze miejsce dla pasażera. Niektóre rowery w wersji podstawowej mają ławeczkę drewnianą z pasami bezpieczeństwa (Babboe, Bakfiest) – foteliki, miękkie siedzonka są jako opcjonalne dodatki. Urban Arrow ma w podstawowej wersji miękką ławkę, którą można jeszcze bardziej…, jakby to powiedzieć, zmiękczyć dodatkowymi akcesoriami. Modele Riese & Müller Load i Packster mają od razu miękkie wygodne, regulowane siedzenia. Wszystko to jest dostosowane dla młodych pasażerów mających minimum 18 miesięcy. Co z młodszymi? Nie da się?

Łupina Kiddy na amortyzowanym stelażu w Babboe Mini


Oczywiście, że można. Producenci oferują specjalne mocowania do łupin typu „MaxiCosi”. Takie rozwiązania znajdziemy u Babboe, Uraban Arrow, Riese & Müller. Część z nich ma dodatkową amortyzację. Dla trochę większych, już samodzielnie siedzących, są np. foteliki Melia .
Przegląd fotelików i rozwiązań do mocowania łupiny, fotelików na ISOFIX postaramy się opublikować wkrótce. Teraz dodamy tylko tyle, że dobór fotelika najlepiej skonsultować z pasażerem, przecież on tam będzie jeździł.

Oprócz siedzenia musimy też pamiętać o namiocie przeciwdeszczowym i osłonie przed słońcem. Te dodatki są uzależnione od producenta i modelu roweru. W przypadku niektórych (np. Urban Arrow) możemy mieć do wyboru kilka opcji pasujących do tego samego modelu roweru. Są namioty otiwerane przez podnoszenie do góry Riese & Müller Load 60 i Packster, oraz jeden z modeli do Urban Arrow Family, spotkamy otwierane po bokach jak w Babboe Mini i City, Urban Arrow Family, oraz Riese & Müller Load 75. Ważnym elementem namiotu jest możliwość zrobienia przewiewu przy równoczesnym nie wpuszczaniu deszczu/śniegu/zimna. Warto też zwrócić uwagę na kształt, duży namiot na dużym rowerze daje duży opór powietrza, np bańkowaty namiot Babboe City daje się mocno odczuć.
Które rozwiązanie jest najwygodniejsze? Kwestia indywidualnych preferencji. Nam najbardziej przypadły do gustu namioty z Urban Arrow Family i Riese & Müller Load 75 z super wygodnym otwieraniem z boków i możliwością jazdy z podwiniętymi bokami.

Napęd – to pytanie, czy rower ma być ze wspomaganiem elektrycznym, czy bez i z jakim rodzajem przerzutki. Musimy mierzyć siły na zamiary, czy damy radę pojechać rowerem ważącym zazwyczaj około 30 kg + z pasażerem bądź pasażerami i wszystkimi dodatkami, które dzieci chcą ze sobą zabrać. Nasze dziecko na przykład jeździ z podręczną biblioteką.
Gdzie mieszkamy: czy jest płasko, czy mamy w okolicy pagórki? To są czynniki do rozważenia. O rodzajach wspomagania do rowerów elektrycznych już pisałem – zachęcam do zajrzenia tutaj. To samo odnosi się do rowerów cargo, z małą różnicą, że nie ma seryjnych rowerów cargo z silnikiem w przednim kole; taka konstrukcja słabo się sprawdza. Nasze wszystkie rowery, z wyjątkiem zastępczego Muli, miały wspomaganie elektryczne. Kraków wprawdzie nie jest bardzo pagórkowaty, ale wystarczy wyjechać kawałek za miasto i docenia się moc wspomagania.


Co do przerzutki, to w holenderskich (np. Urban Arrow i duża część modeli Babboe) znajdziemy przerzutki planetarne (w piaście). To bardzo dobre i wygodne rozwiązanie, prawie bezobsługowe, do miasta w sam raz. Niektóre modele mają tradycyjne przerzutki spotykane w rowerach MTB czy trekkingowych (część modeli Babboe i Riese & Müller). Ze względu na odsłoniętą konstrukcję wymagają one więcej uwagi niż planetarne, łańcucha nie da się zamknąć w pełnej osłonie, więc trzeba go częściej czyścić i uważać na nogawkę. W tzw. modelach z wyższej półki można zamówić rower z napędem na pasku Gates, wtedy mamy przerzutkę planetarną (nie można zastosować tradycyjnej) i jeszcze większą bezobsługowość, wytrzymałość i czystość – paska się nie smaruje, tylko myje wodą od czasu do czasu, i według danych producenta wytrzymuje co najmniej kilkanaście tysięcy kilometrów (dla porównania łańcuch średnio 3000–4000 km, zależnie od warunków i serwisowania).


Mieliśmy rowery cargo z łańcuchami, mamy teraz z paskiem, na razie bezserwisowo przejechaliśmy ponad 1600 km, krótką recenzję naszego aktualnego Krokodyla można znaleźć tutaj.

Tak jak nie ma samochodu uniwersalnego, tak nie ma roweru do wszystkiego. Opcji wśród cargo longjohn znajdziemy wiele, od statecznych, jak limuzyny Urban Arrow, przez szybkie sportowe w swojej charakterystyce Bullity, do trochę przypominających terenowe Riese & Müller Load, gdzieś pomiędzy z małym, kompaktowym Muli, które zaparkujemy wszędzie. Trzeba po prostu spróbować, przejechać się kilkoma modelami i zobaczyć, jaki styl jazdy i funkcjonalności roweru nam odpowiadają. Większość dystrybutorów rowerów cargo ma flotę demo i oferuje wypożyczenia. My niezmiennie zapraszamy do ekipy z towarowe.pl, która pomoże, doradzi, a może na hasło #roweremzdzieckiem zaoferuje mały rabat.


Jak zabezpieczyć rower, e-bike, cargo

porady

Wyborowi roweru, dopasowaniu go poświęcamy dużo czasu, szczególnie roweru ze wspomaganiem elektrycznym . Niestety, potem często zapominamy albo lekceważymy dobór zapięcia – zabezpieczenia – do nowego nabytku. Taka lekkomyślność niestety może się skończyć jego szybką utratą. Amatorów cudzej własności nie brakuje, a e-rowery w związku z dużym popytem i problemami z dostępnością u dystrybutorów są łakomym kąskiem dla złodziei. Skupmy się zatem na tym, jak zabezpieczyć rower elektryczny.

Continue reading „Jak zabezpieczyć rower, e-bike, cargo”