Thule hybrydowo

recenzje

Jest! Czekałem do zapowiedzi na Eurobike 2023 i w końcu mam. Thule Paramount hybrydowa sakwa rowerowa, która jest plecakiem.

Dwa tygodnie temu, tuż przed weekendowym maratonem wyjazdowo-konferencyjnym prosto ze Szwecji przyszła do mnie długo wyczekiwana paczka. Czekała mnie wyprawa Kraków-Łódź-Szczecin-Kraków, pociągiem z rowerem. W sam raz na testy.

Hybrydowa sakwa, albo po prostu skawo-plecak należy do nowej serii Thule Paramount.

Sakwo-plecak jest dużym plecakiem miejskim albo sakwą rowerową o pojemności 26l. Na pierwszy rzut oka niewiele się różni od „tylko” plecaka z rodziny Paramount. Pierwsze co zwraca uwagę to trochę inny kształt i wykończenie dolnej części. Hybryda jest wyraźnie węższa na dole i ma więcej „podgumowanego”, nie tylko cały dół, ale też częściowo boki. Jest to bardzo funkcjonalne w trybie sakwy rowerowej – zachlapania i kurz z drogi są absolutnie niegroźne i łatwo usuwalne.

Tryby sakwa – plecak zmienia się przepinając plecy plecaka. Po jednej stronie mamy szelki i wyściółkę na plecy, po drugiej „podgumowanie” i uchwyty do bagażnika. Sama zmiana zajmuje 40 sekund.

Może nie jest to odepnij od bagażnika, załóż na plecy i idź, jednak ma zaletę taką samą jak wykończenie łatwo zmywalnym materiałem spodu sakwy. Schowane ramiączka plecaka i plecki nie zbierają brudu, błota z drogi. Testowałem plecak z tylko chowanym mocowaniem i zawsze miękka wyściółka tyłu plecaka i ramiączka zbierały brud drogi, o deszczu nawet nie wspominam. 40 sekund naprawdę nie jest w tym wypadku problemem. Jednak nie zawsze możemy to zrobić od razu po odpięciu sakwy z roweru.

Thule dba o szczegóły w swoich produktach. Mamy 2 uchwyty w górnej części, jeden tradycyjnie blisko pleców, drugi przy przedniej części klapy, tak żeby móc nieść sakwę brudną częścią od siebie i nie ubrudzić ubrania i np. zamienić na plecak jak wejdziemy do pomieszczenia lub wygodnie gdzieś oprzemy sakwę. Takich ułatwiających drobnych detali jest dużo, dodatkowa tasiemka w zamku błyskawicznym do przytrzymania, żeby wygodniej było zapiąć, kiedy zmieniamy tryb sakwa-plecak, zapięcie na zatrzask zabezpieczające, żeby zamek sam się nie przesunął, odpiął, taśma przytrzymująca ramiączka plecaka wtedy kiedy zamieniamy plecak w sakwę, żeby nam się nie plątały, a to tylko te zewnętrzne

udogodnienia. Na zewnątrz mamy jeszcze małą kieszonkę w górnej klapie, większą przednią płaską na podręczne rzeczy w podróży, u mnie notes i czytnik e-książek. Po bokach mamy dwie większe podłużne kieszenie wyposażone w siateczki, kieszonki na drobiazgi oraz taśmę z karabińczykiem na klucze. Na samym dole, pod zawiniętym zamkiem błyskawicznym jest schowana kieszonka z osłoną przeciwdeszczową, osłona jest w małej torebce na taśmie wpinanej w kieszonkę, żebyśmy pamiętali i nie zgubili. Thule pamięta za nas.

Wewnętrzna główna część, pod górną klapą jest obszerna, pozwoliła mi się spakować na 3 dni. Znajdziemy w środku odgrodzoną, wyściełaną dużą kieszeń na komputer: MBP14” i stary MBP15” mieszczą się bez problemu, ten ostatni z luzem, więc nowa 16” też wejdzie. Obok mamy drugą kieszeń, np. na teczkę z dokumentami w formacie A4 – często się nie mieści w wielu współczesnych

plecakach/torbach na komputer. Bez problemu zmieści się też tam iPad Pro 12”. W środku, najbliżej pleców, zamkniętą na rzep znajdziemy jeszcze jedną dużą płaską kieszeń – na koszulę na zmianę. Rowerzyści są rożni i niektórzy jeżdżą dość intensywnie, nawet jadąc do biura i chcieliby się odświeżyć po dojechaniu na miejsce. Thule o nich pomyślało, jest lekko usztywniona kieszeń, żeby koszula zbyt mocno się nie pogniotła. Jeżdżę „po holendersku” i na co dzień jadąc do pracy e-bike nie trenuję, więc zmiana ubrania nie jest konieczna, ale w przypadku 3 dniowego wyjazdu to było miejsce w sam raz na koszule.

Thule Paramount w wersji hybrydowej sprawdziło się idealnie na wyjeździe. Dotarliśmy razem na piątkową konferencję w Łodzi i na sobotnią w Szczecinie. W roli plecaka-sakwy na bagaż podręczny jest idealna. Zapinam rower, zdejmuje, zamieniam w plecak idę do pracy, do muzeum, czy po prostu pozwiedzać miasto piechotą. Wracam zapinam do roweru i jadę dalej. W pociągu kiedy podróżujemy z rowerem jest super wygodnie, przed wsiadaniem zamieniam sakwę w plecak i wygodnie wnoszę rower. Kto podróżował PKP z rowerem, wie jak kłopotliwe bywa zdejmowanie, przekładanie sakw. Na co dzień sprawdzi się dobrze, dla tych którzy potrzebują zabrać coś więcej ze sobą niż tylko komputer, tablet do pracy, 26l to już dość duża jak na potrzeby miejskie pojemność.

Thule kazało długo czekać na sakwo-plecak, ale było warto. Otrzymujemy bardzo wysokiej jakości produkt, dobrze wykonany i jeszcze bardziej przemyślany. Thule Paramount hybryda sakwy i plecaka chyba będzie moją ulubionym „nosidłem” na EDC – ekwipunek dźwigany codziennie, poprawka – wożony codziennie rowerem.

UBN Five – miejski rower, z którego nie chcesz zsiadać.

recenzje


Riese&Müller udostępniło dziś, 1.12.2023, konfigurator i możliwość zamawiania nowego modelu roweru miejskiego – Culture. Jeździliśmy nim na targach Eurobike i przyznaje że nie mogę się doczekać dłuższego testowania. Tymczasem test tóry chyba rozpocznie cykl #rowerembezdziecka – coś dla rodziców, dla tych co sami chcą gdzieś dalej i bliżej pojechać. Przypomni też Mikołajowi, co byśmy chcieli pod choinkę. Zaczynamy z wysokiego C i najwyższej półki rowerów miejskich.

Rower do miasta powinen być prosty, bezawaryjny i wygodny. UBN Five od Riese & Müller wszystkie te cechy spełnia, a do tego, jak raz się nim pojedzie, to żaden inny rower nie da już takiego doskonałego doświadczenia.
Ale po kolei, skąd się wziął taki rower? Odrobina historii. Najmniej skomplikowaną formą roweru jest tzw. ostre koło. Brak przerzutek i hamulców – kręcimy do przodu, jedzie do przodu, kręcimy do tyłu, jedzie do tyłu, przestajemy kręcić – zatrzymuje się natychmiast. Jest prosto, ale niewygodnie i wymaga sporych umiejętności oraz mocnych kolan. Trochę bardziej rozwiniętą formą jest single speed, czyli to, co większość z nas zna i kiedyś pewnie jeździła – rower bez przerzutek z jednym biegiem/przełożeniem, z hamulcem w kontrze, nazywanym też torpedo, z hamowaniem pedałami. Tak było np. w legendarnym Wigry 3. Bardziej rozwinięte modele miały wolnobieg i ręczne hamulce. Mało elementów w rowerze to mniejsza szansa na awarię. Jednak brak przerzutek daje się we znaki, przy ruszaniu i przy choćby najmniejszej górce.
Następnym etapem ewolucji rowerowej były przerzutki zewnętrzne, wewnętrzne w piaście, systemy amortyzacji etc. Więcej, bardziej skomplikowane, wymagające specjalistycznego serwisu. Nadjechały w końcu e-rowery i elektroniczne przerzutki, systemy ABS itd. Teraz rower w serwisie podłączamy pod komputer, dawno przestał być prostą konstrukcją dwa koła, rama i łańcuch. Będąc gadżeciarzem rowerowym, rozglądam się za nowościami i zastanawiam się, co jeszcze producenci wymyślą. Czasem jednak tęsknię za prostotą pierwszych konstrukcji rowerowych. Patrząc na DDR i ulice polskich miast – nie tylko ja. Często spotykam minimalistyczne single, ostre koła zbudowane na stalowej ramie, z ultrakrótkimi kierownicami. Wyglądają świetnie, prosto i minimalistycznie, jednak mają te same wady, co 50 lat temu. Jazda na nich wymaga siły i umiejętności, z wygodą ma niewiele wspólnego. Torby z komputerem do pracy nie weźmiemy, chyba że na plecy, zakupów nie zrobimy, a pod górkę będzie ciężko. Więc gdzie ta rewolucja?
Rewolucja dla miłośników minimalizmu rowerowego, nowoczesności i trochę gadżeciarstawa nadjechała cała na zielono. To Riese & Müller UBN Five – minimalistyczny e-rower do miasta. Stop! Jaki e-bike, gdzie?


Tak, UBN Five ma wspomaganie, chociaż na pierwszy rzut oka go można nie zauważyć. Bateria jest ukryta w dolnej rurze ramy, jedynie jej grubość delikatnie sugeruje, że to e-bike. Małego silnika centralnego Fazua o momencie obrotowym 60 Nm prawie nie widać. Cały system wspomagania, w tym bateria o pojemności 430 Wh i silnik, ważą 4 kg, co pozwoliło producentowi uzyskać wagę roweru około 17 kg. Zalicza to tego miejskiego e-bike’a do najlżejszych rowerów na rynku, mimo braku elementów karbonowych. Dla porównania, moja zwykła, analogowa, miejska Gazelle waży około 16 kg.
No dobrze, szukamy dalej elementów „e” i jeśli chodzi o tradycyjne wyznaczniki, to jest ciężko. UBN nie ma wyświetlacza, żadnego widocznego komputera sterującego. W górnej rurze ramy zamontowano mini sterownik z pięcioma diodami, które nas informują kolorem o trybie pracy silnika, podłączeniem za pomocą BT do smartfona i liczbą diod podświetlonych o poziomie naładowania baterii. Całym e-systemem tego roweru steruje mała manetka w kształcie pierścienia na kierownicy (pod lewą ręką), którą operujemy góra–dół i prawo. Trzy ruchy, nic więcej. Włączamy i jedziemy. Ale zaraz, zaraz… Wcale nie musimy włączać, możemy po prostu pojechać bez wspomagania. Dzięki ultralekkiej wadze na płaskim terenie w większości przypadków nie odczujemy potrzeby jego uruchamiania. Gdy jednak włączymy wspomaganie, to… dopiero będzie jazda!


Fazua jest mało znanym producentem silników specjalizującym się w ultralekkich silnikach do rowerów szosowych, gravelowych, MTB i miejskich, czyli wszędzie tam, gdzie liczą się waga i osiągi. Stąd jego stosowanie przez producentów z półki premium – jak Pinarello, Look czy Riese & Müller. Przy okazji robienia aktualizacji oprogramowania w silniku odkryłem, że Fazua należy do Porsche, tak tego Porshe. Silnik charakteryzuje się niespotykaną wśród silników rowerowych kulturą pracy i jakością wspomagania. Płynnie reaguje na zmianę kadencji, podjazdy i zjazdy. Jeździłem rowerami z większością dostępnych na polskim rynku silników. Tak naturalnego, płynnego wrażenia z jazdy nie miałem.
UBN Five po prostu – serio – płynie. Dzięki takiemu silnikowi Riese & Müller pozwolił sobie na niezastosowanie przerzutki (!) w tym modelu. Tak, to jest single speed. Dysponujemy tylko trzystopniowym wspomaganiem i trybem chwilowego przyspieszenia, żadnej zmiany przełożeń. Na sposób pracy napędu wpływ też ma zastosowanie paska Gates zamiast łańcucha, jest płynniej, czysto, bezgłośnie i bezobsługowo. Pasek myjemy czasem wodą, brak smaru, brak osłony łańcucha.
Nie tylko napęd i część „e” jest utrzymana w minimalistycznym duchu. Rower jest w pełni wyposażony: w błotniki, w bagażnik, w zintegrowane oświetlenie. Są, a jakby ich nie było. Użytecznie, funkcjo- nalnie, prosto i estetycznie. Wszystkie elementy tworzą spójną i przemyślaną całość.
Nie ma takiej sytuacji, jak niestety w wielu przypadkach, gdy dodamy do roweru błotniki czy bagażnik, to ten skądinąd ładny rower przestaje wyglądać. Minimalizm estetyczny i funkcjonalny nie oznacza braku nowoczesnych funkcji. Rower można, ale nie trzeba sparować z aplikacją mobilną RX Connect. Z RX Connect nasz smartfon staje się wyświetlaczem dla sterownika roweru.

Aplikacja wymaga zarejestrowania go w systemie producenta – w zamian uzyskujemy darmowy alarm
z trackerem GPS (rower ma kartę e-SIM) na rok. Po tym pierwszym roku opłata wynosi 39 EUR na 12 miesięcy. Poza tym w aplikacji otrzymujemy standardowe informacje o prędkości, trybie wspomagania, naszej mocy pedałowania i mocy dodawanej przez silnik. Nowa funkcja zapisywania śladu prze- jechanych tras z informacjami o prędkości, mocy, czasie i zaoszczędzonych kg CO2 jest w fazie beta i, z tego, co zauważyłem, wyświetla przejazdy z opóźnieniem. Zapisy trasy nie są tak szczegółowe, jak w aplikacjach sportowych i komputerkach z nawigacją, ale to jest rower miejski, aż takiej dokładności na co dzień nie potrzebuje. RX Connect, tak jak cały rower, jest utrzymana w minimalistycznym stylu. Dostajemy tylko podstawowe informacje, te, które są w danej chwili potrzebne. Aplikacja za funkcjonalność i integrację z rowerem została nagrodzona na targach Eurobike 2023 we Frankfurcie. Najważniejsze, szczególnie po bankructwie innego producenta rowerów, VanMoof, rower
w pełni działa bez aplikacji. Nie będzie alarmu i statystyk, ale to tyle. Mojego testowego egzemplarza używałem przez tydzień bez aplikacji, czekając na kod dostępu z Niemiec. UBN Five przejechał ze mną na pewno ponad 300 km, a podejrzewam, że więcej, nie liczyłem na początku. Roweru używałem przede wszystkim w mieście – takie jest jego przeznaczenie. Jednak ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu
bez problemu poradził sobie w pagórkowatym Trójmieście, leśno-parkowych częściach Katowic, ale także na szutrowych drogach Podlasia – gdzie pojechał z nami na wakacje, jako zastępstwo analogowego trekkinga [pojechała na nim korekta, gwoli ścisłości – przyp. korekty]. Obawiałem się, że samo wspomaganie i miejskie opony na asfalt czy brak przełożeń to nie będzie odpowiedni zestaw na podlaskie pagórkowate drogi szutrowe. Myliłem się. Przy spokojnej, turystycznej, rodzinnej jeździe rower świetnie się spisywał. Rowerzystka mówiła, że lepiej niż analogowy trekking [rowerzystka = korekta – jest absolutnie zachwycona tym, jak się spisywał i wspomaganie oferowane przez UBN Five uważa za zupełnie niebiańskie – przyp. korekty].


Żeby nie było idealnie – UBN Five ma wadę, przynajmniej dla mnie. Siodełko. Oczywiście to jest bardzo indywidualny element roweru, jednak z seryjnym Fizik się nie polubiliśmy. Zmiana na żelowe SelleRoyal lub Brooks Cambium i komfort jazdy od razu o wiele wyższy, a dalekie wycieczki niestraszne dla wrażliwej części ciała. Drugą niedogodnością może być cena, bo rower w testowanej wersji kosztuje około 24 000 zł, co stawia go na półce droższych rowerów ze wspomaganiem. Jakość wykonania, minimalistyczny design z równoczesnym wykorzystaniem najnowszych technologii kosztuje. Czy jest wart swojej ceny – moim zdaniem tak. Producent puszcza oko do tych wszystkich, którzy jeździli na ostrym kole w młodości, a teraz szukają czegoś z minimalistycznym charakterem, ale wygodniejszego i nowoczesnego, odpowiedniego dla steranych życiem kolan trzydziesto i czterdziestolatków. Zdecydowanie polecam!

Creme Happy Wagon – dwukołowe szczęście do miasta

recenzje

Rowery ze wspomaganiem elektrycznym stały się codziennością, na ulicach naszych miast i w ofercie producentów – prawie każdy ma e-rower w ofercie. Targi Eurobike 2023 były tego najlepszym przykładem. Powoli to samo dzieje się z rowerami cargo. Jakiś czas temu dwa modele cargo zaprezentował Trek, teraz czekam już tylko na cargo marki Bianchi. Tymczasem cudze chwalimy, a swojego nie znamy. Polska marka Creme, specjalizująca się w stylowych rowerach miejskich, po cichu, bez rozgłosu, jakiś czas temu pokazała rower cargo typu longtail – czyli dwukołowy rower, gdzie przestrzeń ładunkowa znajduje się z tyłu roweru. Od kiedy go zobaczyłem w ofercie, koniecznie chciałem przetestować. W końcu się udało, dzięki uprzejmości sklepu Rowery Stylowe.

Happy Wagon – jak każdy longtail – konstrukcją jest bardzo zbliżony do tradycyjnego roweru. Jest dłuższy i obliczony na większe, cięższe ładunki. Tego typu rowery są bardzo popularne w USA. Zajmują mniej miejsca niż „tradycyjne” cargo typu longjohn ze skrzynią z przodu. Cargo longtail znosi automatycznie argument typu „nie mam gdzie trzymać roweru cargo”, bo zajmuje minimalnie więcej miejsca (na długość) niż zwykły miejski rower.

Przestrzeń bagażowa znajduje się w takim rowerze z tyłu; w przypadku Creme Happy Wagon jest to „ławka”, którą można dzięki akcesoriom dostosować do przewozu dwójki dzieci albo bagażu w różnej konfiguracji. Nasza wersja miała rączkę i poduszkę dostosowaną do przewozu starszych dzieci (7+) i zamontowany fotelik Thule dla młodszych pasażerów. Mieszać konfiguracją możemy dowolnie: dwójka starszych dzieci, dwójka młodszych w fotelikach, sam bagaż, bagaż i dziecko… Rower jest również wyposażony w mniejszy, przedni bagażnik, znajdujący się nad przednim kołem, idealny do przewozu np. plecaka albo choćby truskawek. Dodatkowo mamy pod ławką małą torbę zapinaną na zamek, doskonałą na drobiazgi typu zestaw podstawowych narzędzi podręcznych, butelka z wodą etc.

Koła! To w tym rowerze jest nietypowe. Z przodu koło 24″, z tyłu – 20″, a to po to, żeby „ławka” (foteliki) były niżej, by małym pasażerom było wygodniej wsiadać, a do tego rower ma dzięki temu niżej położony środek ciężkości, co powoduje, że się go bardzo stabilnie prowadzi. Tylne koło jest zabudowane, osłonięte, żeby uniknąć ewentualnego wkręcenia się stopy pasażera i chlapania podczas mniej korzystnej pogody. Na wyposażeniu są również podnóżki, żeby małym-większym pasażerom było wygodnie. Na kołach – opony typu balonowego, szerokie, zapewniające dobrą amortyzację. Rama i przedni widelec nie są amortyzowane.

Rower ma dość nietypową ramę typu trapezowego – spotykaną w klasycznych „damkach”. Dzięki temu nie tylko sprawia wrażenie lekkiego, ale również faktycznie jest lekki, jak na tak dużą konstrukcję towarową (28 kg z baterią). Sercem napędu Creme Happy Wagon jest silnik centralny Shimano Steps Cargo, zasilany baterią 500 Wh, z przeznaczoną do niego przerzutką Shimano Nexus 5. Bateria jest umieszczona nisko, za silnikiem. Wspomaganie działa w trzech trybach: Eco, Normal i Turbo, w pierwszej chwili wydawało mi się, że trybów będzie za mało i wspomaganie nie będzie elastyczne. Byłem w błędzie – nawet przy obciążonym rowerze nie potrzebowałem więcej.

Rower ma w standardzie jedną bardzo przydatną funkcjonalność, której nie spotkałem w żadnym inny cargo. Mam na myśli regulowaną pneumatycznie sztycę siodełka. Naciskamy manetkę na kierownicy – siodełko się podnosi, naciskamy, dociskamy siodełko i… już opuszczone, puszczamy i zablokowane! Bardzo wygodna i przydatna funkcjonalność, jeżeli z roweru korzysta więcej niż jedna osoba, ale również na co dzień, bo dzięki temu łatwiej wsiąść czy zsiąść z roweru, szczególnie kiedy jest obciążony. Również podczas jazdy można precyzyjnie ustawić, zmienić wysokość siodełka, w zależności od terenu, po którym jedziemy i naszych preferencji.

Naszemu młodemu pasażerowi spodobało się nowe, inne cargo. Przez ponad trzy tygodnie miał luksus wyboru roweru cargo do transportu do przedszkola, na wycieczkę. Testowy Creme Happy Wagon był wybierany częściej, a po odesłaniu roweru, padło pytanie: „Tata, a kupisz mi taki rower?”. Niech to będzie rekomendacją.

Kilka słów od mamy

Rower dobry dla kobiety jest jak kobieca torebka: duży i efektowny. Taki kobiecy rower zatem im więcej przewiezie, tym lepszy, ale bez względu na gabaryty, musi być ładny. Creme Happy Wagon spełnia te warunki, to pierwszy rower cargo (z oglądanych przeze mnie), który uważam za naprawdę piękny. Ma świetne proporcje, miękką linię, eleganckie kształty i… można na niego zapakować znacznie więcej niż na moją miejską e-Gazelle. Urzekł mnie od pierwszej chwili, a po krótkiej przejażdżce wokół domu uznałam, że to doskonały prezent dla mnie na zbliżające się nieuchronnie okrągłe urodziny.

Jeździ się nim świetnie. Dopalanie, które daje silnik, nie powoduje wrażenia uciekania roweru spod tyłka, ale dobrze zgrywa się z designem: jest to miękki typ jazdy na e-rowerze. Po rundce „na pusto” dorzuciłam bagaż, czyli, ot, tam, jakiś mój codzienny plecak, torby z zakupami, laptop, książkę, czterolatka. W sumie pewnie jakieś 30 kg, których nie zauważyłam. Myślałam, że takim „tyłkiem”, jaki ma longtail, będę zamiatać ulice, ale nie. To dla Creme Happy Wagon była pestka.

Jest i łyżka dziegciu. Podobnie jak wiele pięknych rzeczy jest nieużytecznych, taki design roweru nie sprawdza się w użytkowaniu w 100%. Rurki, które tworzą ładną trapezową ramę, niestety są na tyle szerokie, że moimi ciągle jeszcze stosunkowo zgrabnymi łydkami szurałam po rurkach. Obawiam się, że to nie tylko mój problem i więcej kobiet miałoby podobne doświadczenie. Po raz kolejny dowiedziałam się, że design jest robiony pod mężczyzn, bo ich nogi są nieco inaczej zbudowane niż nogi kobiece. Na dłuższą metę zatem musiałabym wybrać: albo rower i siniaki na łydkach, albo… No właśnie. Na razie poczekam. Okrągłe urodziny za dwa lata, a nuż design Creme Happy Wagon się zmieni do tego czasu.

Dziękujemy za udostępnienie roweru sklepowi Rowery Stylowe. Dla czytelników z kodem bikewithkids mamy rabat 5% na cały asortyment w sklepie online.

Eurobike 2023

recenzje

Jak co roku we Frankfurcie nad Menem odbyły się w dniach 21–25.06 największe w Europie targi rowerowe Eurobike. Wydarzenie, na które zjeżdżają najwięksi, ale też mniejsi producenci rowerów, akcesoriów, części i wszystkiego, co jest związane z rowerami z całego świata, nie tylko z Europy.

Miałem tylko jeden dzień na zwiedzanie – obejrzenie dokładne całości okazało się niemożliwe w tak krótkim czasie, więc musiałem się ograniczyć do kilku wybranych nowości i stoisk.


Intensywny dzień rozpoczął się od śniadania z Thule i prezentacji nowości i zapowiedzi szwedzkiego producenta. Pierwszą jest już dostępny nowy bagażnik na hak stworzony od podstaw z myślą o rowerach ze wspomaganiem – Thule Epos. Udźwig – 60 kg, nawet w wersji na trzy rowery pozwoli zabrać trzy współczesne e-bike. Jak zawsze w przypadku Thule ergonomia użytkowania i jakość wykonania są na pierwszym miejscu. Bagażnik jest przystosowany do współczesnych ram rowerowych, także karbonowych, a rower można łapać w prawie dowolnym miejscu ramy lub za koło. Nowością jest opcja zamiany bagażnika w stojak serwisowy – możemy powiesić rower i wygodnie dokonać napraw, regulacji, producent przewidział nawet półkę na narzędzia. Ponieważ jestem na etapie zmiany bagażnika na rowery, z dachowego na właśnie hakowy, to Thule Epos będzie chyba pierwszym kandydatem – czekam na możliwość testów.

Drugą premierą od Thule jest aktualizacja przyczepki rowerowej dla dzieci Thule Chariot. Używam przyczepki Thule od 4 lat i dobrze ją znając, zastanawiałem się, co w niej jeszcze można poprawić. Okazuje się, że można i to dużo, a to dopiero początek według zapowiedzi przedstawicieli producenta. Po pierwsze nowy system zamiany przyczepki w wózek dziecięcy – czyli przekładania przednich małych kółek. W poprzednich generacjach trzeba było odblokować zaczep, unieść przyczepkę i zdjąć kółko. Teraz jednym ruchem odblokowujemy i zmieniamy pozycję kółka – do dołu – wózek, do góry – przyczepka rowerowa. Drobnostka, ale bardzo podnosząca komfort użytkowania. Następne dwie zmiany dotyczą bezpieczeństwa i komfortu. Całkiem nowy system zaczepu przyczepki do roweru – będzie można łatwiej i szybciej zapiąć/odpiąć przyczepkę od roweru. Zaczep na samym rowerze jest bardziej płaski, mniej odstaje od osi, dzięki czemu na pewno się o nic nie zaczepi wtedy, kiedy jedziemy bez przyczepki. Kolejnym małym dodatkiem jest wbudowana listwa led w tylną krawędzi przyczepki – zastępująca zakładaną lampkę. Jakie to wygodne, wie każdy, kto zgubił choć raz lampkę lub jej szukał przed wyjściem. Pojawiły się również zmiany zwiększające wygodę wewnątrz: nowy fotelik dla dziecka, a w przyczepce dwuosobowej – opcja montowania jednego fotelika na środku. Mały pasażer ma dzięki temu więcej miejsca, a środek ciężkości przyczepki jest równo rozłożony, co jest ważne dla ciągnącego przyczepkę rowerzysty. Patrząc na te udogodnienia, przyznam, że zastanawiam się nad wymianą naszej przyczepki na najnowszy model. Nasz pasażer już wprawdzie przesiadł się na swój pierwszy rower z pedałami, ale przyczepka na dłuższe wyprawy wakacyjne jest idealnym rozwiązaniem, kiedy zabraknie sił w trasie.



Przemieszczanie się rowerem to nie tylko turystyka i sport, ale także – a może przede wszystkim – jazda na co dzień: do pracy, do szkoły, na spotkanie. Tutaj Thule zaprezentowało nowy plecak z serii Paramount – plecak i sakwę w jednym. Idealne rozwiązanie dla miejskiego rowerzysty. Niestety w sprzedaży pojawi się prawdopodobnie w sierpniu 2024, a to jest jedna z tych nowości, którą bym kupił natychmiast.

Zamiana sakwy w wygodny plecak


Ostatnią nowością od Thule jest nowa przyczepka dla naszych czworonożnych przyjaciół. Pies to członek rodziny i nie powinien zostawać w domu, kiedy jedziemy na wycieczkę. Tylko trzeba go jakoś zabrać ze sobą, przecież nie będzie biegł za nami kilkanaście lub więcej kilometrów. Odpowiedzią jest Thule Bexey, przyczepka stworzona od podstaw do wożenia naszych psich przyjaciół. Chyba najbardziej mi się w niej podoba „szyberdach” – zamykanie jest tak skonstruowane, żeby pies mógł wystawiać głowę przez dach podczas jazdy. Łatwe czyszczenie i opcja składnia nie jest tu zaskoczeniem, w końcu to Thule.

Kabriolet dla psa



Kolejnym odwiedzonym stoiskiem było stoisko Riese&Muller – niemieckiego producenta e-bike’ów. R&M współpracuje blisko z Bosch e-bike Systems i, jako rezultat tej współpracy, zaprezentował nową serię rowerów miejskich Culture, opartą na najnowszym silniku Bosch SX, który miał swoją oficjalną premierę 19.06 na konferencji prasowej. Wyróżnkiem silnika SX jest waga i wielkość przy wysokim momencie obrotowym uzyskanym z tak niewielkiej jednostki – 2 kg i 60 Nm. Razem z nim zadebiutowała nowa lekka bateria CompactTube 400. Zestaw jest stworzony do lekkich rowerów e-MTB, e-Gravel, a przede wszystkim do rowerów miejskich. Takim rowerem jest Culture, w pełni wyposażony miejski e-rower z ciekawą linią ramy. Da się tutaj zauważyć odejście od typowego dla Riese&Muller wzornictwa sportowo-trekkingowego na rzecz „łagodniejszego”, miejskiego, bardziej znanego z rowerów marek holenderskich i duńskich, zachowujących wszystkie cechy wygodnego analogowego mieszczucha z zaletami e-bike wyposażonego w najnowszą technologię Bosch Smart System, a nawet uchwyt do smartfona w standardzie.


Rozwiązania smart dla e-rowerów to zresztą już standard. Bosch eBike Systems rozszerza linię Smart System, zaprezentował nie tylko nowy silnik Performance SX, ale także odświeżone silniki Active Line i Active Line Plus, nowy kompaktowy moduł obsługi z kolorowym wyświetlaczem Purion 200 – montowany na stałe na rowerze – idealne rozwiązanie do rowerów codziennego użytku (miejskich, cargo). Pojawił się też następca najwyższego modułu Nyon z poprzedniej generacji silników – Kiox 500 z dużym kolorowym wyświetlaczem, większym o 40% niż w Kiox 300. Smart System zyskał także pełną obsługę DualBattery, również w bateriach na ramę, oraz dodatkowy „powerbank” – PowerMore 250 dla rowerów wyposażonych w baterię w ramie.

Test systemu ABS


Smart w rowerach to nie tylko duże wyświetlacze, ale przede wszystkim systemy ułatwiające jazdę. Takim rozwiązaniem jest e-Shift – inteligentne rozwiązanie zmiany przełożeń dla rowerów z przerzutką w piaście, na razie będzie dostępne dla przerzutek Enviolo, Rohloff i 3×3. Pojawiła się także druga generacja systemu ABS, który miał premierę w zeszłym roku na Eurobike. Tak, dobrze czytacie: ABS w rowerze. Miałem okazję się przejechać na torze testowym rowerem cargo R&M Load 60 wyposażonym w ABS. Mimo początkowo sceptycznego podejścia, po kilku próbnych ostrych hamowaniach na piachu jestem pod wrażeniem działania systemu. Uważam, że to będzie idealne rozwiązanie dla rowerów cargo typu longjohn, w których nawet lekkie zablokowanie przedniego koła może skutkować nieprzyjemną wywrotką, zwłaszcza przy rowerze załadowanym kilkudziesięcioma kilogramami. Podejrzewam, że też się dobrze sprawdzi w rowerach e-MTB.

Następnym odwiedzonym stoiskiem był Abus – specjaliści od bezpieczeństwa. E-rowery zdominowały targi, coraz częściej spotykamy je na ulicach naszych miast. Niestety, za dużą popularnością idzie również duże ryzyko kradzieży. Amatorzy cudzych dwóch kółek, zwłaszcza tych elektrycznych, są coraz lepiej wyposażeni, też w e-narzędzia – akumulatorowe szlifierki kątowe. Odpowiedzią Abusa jest nowe zapięcie typu U-Lock Granit Super Extreme 2500 ze zwiększoną odpornością na cięcie szlifierką. Specyfikacja i wygląd robią wrażenie, pałąk o kwadratowo-parabolicznym kształcie o grubości 20 mm w specjalnej osłonie chroniącej przed piłowaniem i szlifierkami o grubości 7 mm. Zamek X-Plus kompatybilny z systemem One Key w topowych zapięciach Abusa jest już standardem. Drugą nowością było kolejne zapięcie z serii Smart. Abus One – bo tak się teraz nazywa seria inteligentnych elektronicznych zabezpieczeń – powiększyła się o lekkie Bordo One 6000A, z niższym stopniem bezpieczeństwa – 10, które w połączeniu z funkcją alarmu (wszystkie zabezpieczenia Abus One mają alarm) będzie wystarczającym zabezpieczeniem dla miejskiego e-roweru, zazwyczaj wyposażonego domyślnie w blokadę tylnego koła. Abus Bordo One 6000A jest zasilane baterią CR2032, większa wersja 6500A ma wbudowany akumulator ładowny za pomocą USB-C. Cały system zabezpieczeń Abus One – w tym domowych smartzamków i kamer – jest zarządzany aplikacją Abus One, która jakiś czas temu zastąpiła aplikację Abus Smart X przeznaczoną tylko do zapieczeń rowerowych i motocyklowych.



Odwiedziłem, oczywiście, więcej stoisk. Wystawiali się giganci – jak Shimano, gdzie dużą część stoiska zajmowała prezentacja systemu napędów dla e-bike Shimano Steps  i nie mogło zabraknąć roweru cargo opartego o taki napęd. Oczywiście prezentowano nowości w elektronicznych systemach przełożeń Di2, w tym niedawno zapowiedzianej grupy 105 Di2. Oprócz tych dużych były także małe firmy jak Avnson  ze składanym cargo, i manufaktury, np. MyBoo produkująca e-rowery z bambusa, w tym ciekawy model cargo z układem kierowniczym opartym na pasku. Rowery są produkowane w Ghanie, a dochód ze sprzedaży jest przeznaczony na wsparcie lokalnej społeczności – wybudowali już szkołę. Jak widać e-rower może być ekologiczny i prospołeczny na wiele sposobów.



Nie zabrakło oczywiście rowerków i akcesoriów dla dzieci. Bardzo rożne w formie i konstrukcji rowery cargo przystosowane do przewozu dzieci, były również rowerki cargo dla dzieci, ale też karbonowe ultralekkie przyczepki. Nie zabrakło też polskich akcentów – Creme Happy Wagon. Mamy go na testach dzięki Rowery Stylowe – recenzja na blogu już niedługo.

Creme Happy Wagon

Rynek rowerów rośnie, rowery ze wspomaganiem nie są już gadżetem, są standardem, większość producentów ma e-bikes w ofercie, a producenci akcesoriów reklamują się właśnie akcesoriami do e-rowerów. Rowerowa rewolucja nadjechała i nic jej nie zatrzyma. Widać to nie tylko na targach, ale i na ulicach Frankfurtu. Rowery cargo i przyczepki są zwyczajnym widokiem, kierowcy w Mercedesie klasy S ustępujący pierwszeństwa rowerzyście też. Rowerzystów można spotkać nawet w S-Bahnie (dużo rowerzystów skraca drogę koleją), pod względem infrastruktury mamy rozbudowane parkingi rowerowe pod kamienicami, wydzielone pasy ruchu, drogowskazy z informacją o odległości do ważnych punktów w mieście. Do poruszania się w mieście, szczególnie na krótkich i średnich dystansach, rower, a zwłaszcza e-rower, jest jednym z najlepszych wyborów. Obserwując targi, rowerową rewolucję i nakłady na infrastrukturę we Frankfurcie, Berlinie, Paryżu oraz wsparcie dla branży rowerowej widać, że tam już to wiedzą. Czekam na zieloną rewolucję na e-rowerze w Polsce.

Follow Me – radość z jazdy

recenzje

Prowodyr powstania naszego bloga rośnie. Wyrósł już z rowerka biegowego, jesteśmy na etapie pierwszych samodzielnych prób jazdy na „dorosłym” rowerze z pedałami. Do parku, do lasu, na plac zabaw, gdzie można bezpiecznie próbować jeździć samemu, trzeba dojechać albo dowieźć ten „dorosły” rowerek. Ciągnięcie – psuje plecy. Niesienie – powoduje urwanie ręki. Rozpoczęliśmy poszukiwanie rozwiązania wygodniejszego i okazało się, że tym, czego potrzebujemy, jest hol. Innymi słowy przypięcie małego rowerka do dużego, by stworzyć specyficzny tandem.

Ze względu na wiek i brak doświadczenia młodego rowerzysty musi to być hol sztywny, który podczas jazdy ograniczy możliwości manewrowania holowanym rowerkiem. Padło na testy szwajcarskiej konstrukcji: Follow Me, którą nam do testów wypożyczył sklep Rowery Stylowe.

Kto to wszystko zmontuje?

Pierwszy rzut oka na zawartość pudełka i instrukcję – czuć szwajcarską technologię – poziom skomplikowania montażu i regulacji niewiele mniejszy od szwajcarskiego zegarka, tylko w skali makro. Nienadaremno mówi się jednak: nie oceniaj książki po okładce. Na szczęście to było mylne wrażenie. Owszem, regulacja wymaga dokładności i uważności, ale nie jest bardzo skomplikowana. Wszystko działa jak w zegarku. Przy zakupie i konfiguracji należy jednak zwrócić uwagę na dwie rzeczy.

Typ mocowania tylnego koła w rowerze, który będzie holował mały rowerek.

W zestawie z Follow Me mamy adapter do szybko zamykacza  (najczęściej w tej chwili spotykane mocowanie koła). Jeżeli jednak duży rower ma tylne koło przykręcane tradycyjnie śrubami (często spotykane w miejskich z przerzutką w piaście), to musimy dokupić dodatkowe adaptery (to przypadek naszej elektrycznej Gazelle). Adapterów jest kilka rodzajów, które zależą od średnicy osi i typu przerzutki . W niektórych sportowych rowerach koła są montowane na tzw. sztywną oś, tutaj również niezbędny będzie adapter, którego nie ma w zestawie z Follow Me. Sztywnych osi jest kilka standardów, najlepiej dokładnie sprawdzić w specyfikacji swojego roweru przed zakupem. Do naszego Gravela pasuje adapter i właśnie go zamówiliśmy, przyda się na wakacje.

Rodzaj mocowania przedniego koła w rowerku dziecięcym, który będziemy holować.

Podobnie jak z rowerem opiekuna, standardów może być kilka. W naszym Early Rider Belter 14” (recenzja rowerka już za chwilkę) koło jest mocowane wkręcanymi śrubami, podobne rozwiązanie jest w popularnych rowerkach Woom 2 i 3. Niestety takiego adaptera nie ma w podstawowym zestawie Follow Me, są jedynie adaptery na koła mocowane nakręcanymi śrubami, nawet na dwie różne średnice. Częściej takie rozwiązanie spotka się w większych rowerach dziecięcych. Follow Me pozwala holować rowery z kołami o średnicy do 20”. My zaczynamy od 14”.

Pełen zestaw miejska Gazelle ze wspomaganiem elektrycznym, hol Follow Me i mały Early Rider 14″

Jeżeli mamy odpowiednie adaptery, to regulujemy według instrukcji zaczep do małego rowerka – kwestia podniesienia na odpowiednią wysokość przedniego koła, kiedy rowerek jest zapięty w holu. Ustawimy za nisko, koło może uderzać w krawężniki lub inne przeszkody, a za wysoko – dziecku będzie niewygodnie. Optymalna wysokość to około 8–10 cm od podłoża. W instrukcji jest 6–8 cm, ale przy geometrii naszego rowerka i przeszkodach na krakowskich chodnikach i drogach uznałem, że bezpiecznej będzie troszkę wyżej.

Deszcz! Jaki deszcz?! „Chce jechać na swoim małym rowerku!”

Mamy założone i wyregulowane Follow Me, no to… jedziemy! Odpięcie i zapięcie rowerka to chwila. Można doholować młodego rowerzystę na plac zabaw czy do parku, odpiąć rowerek i dziecko może bezpiecznie szlifować umiejętności jazdy.

Złożone Follow Me – mały rowerzysta jedzie samodzielnie obok.

Nasz niespełna czteroletni rowerzysta jest jeszcze za mały na samodzielną jazdę na swoim rowerku do przedszkola czy na popołudniowe zajęcia. Hol umożliwia mu aktywne uczestniczenie w jeździe i obycie się z ruchem rowerowym. Jeździmy z holem po odseparowanych od ruchu ogólnego DDR, zwykle w składzie na trzy rowery. Rower holujący, mały rowerek i rower zabezpieczający z tyłu. My – opiekunowie – mamy możliwość pełnej obserwacji sytuacji, dziecko – jazdy i przyzwyczajania się do innych rowerów przejeżdzających obok, wyprzedzających etc. Z perspektywy małego rowerka więcej widać niż z przyczepki czy cargo. Pojawiły się pytania o znaki drogowe, po dwóch przejazdach mały rowerzysta odróżnia dwie kombinacje znaków C13/C16, a gdy widzi znak zakaz jazdy rowerem, głośno krzyczy „stop!”.

Po dwóch tygodniach jazdy jeszcze niepewnie i nie zawsze, ale zdarza się, że naśladując rodzica na dużym rowerze, wystawia rękę w prawo lub w lewo, sygnalizując skręt. Trudno o lepsze zanurzenie w ruchu drogowym, ruchu rowerowym, pod warunkiem prawidłowej jazdy opiekuna.

Poznajemy znaki drogowe

Follow Me to jednak przede wszystkim niebywała radość z jazdy. Ilekroć pytamy dziecko, czy chce jechać cargo, czy na swoim rowerku, to, bez względu na pogodę, zawsze odpowiedź brzmi: „Na moim rowerku!”, a entuzjazm bijący z tej wypowiedzi powoduje, że bez względu na pogodę trudno jest mu odmówić. Jeździmy więc z holem, gdy świeci piękne majowe słońce, ale także gdy majowa ulewa nie przestaje od rana i o 17:00, gdy czas odebrać dziecko z przedszkola, nie ma wyjścia. Peleryna, przeciwdeszczowe spodnie dla młodego, przebieramy się i jedziemy, a w drodze towarzyszy nam radosny śpiew czterolatka i okrzyki: „Mama, tata, szybciej!”.

Podstawowym zadaniem holu, jak jazda zostanie w pełni opanowana, będzie odciążanie na dłuższych wycieczkach. Dziecko 4-, 5-letnie nie przejedzie samodzielnie kilkunastu kilometrów, a dzięki Follow Me może aktywnie uczestniczyć w takiej wycieczce: część trasy pokona samodzielnie, pozostałą na holu. Planujemy wakacje na trzy rowery hol i przyczepkę. W ten sposób młody będzie miał możliwość samodzielnej jazdy, jazdy na holu albo całkowitego lenistwa („nie lenistwa, ale nabierania sił” w opinii mamy) w przyczepce.

Taki hol ma jeszcze jeden istotny aspekt wychowawczy. Daje małemu człowiekowi poczucie sprawczości i, mimo przypięcia do roweru opiekuna, samodzielności. Choć jego kierownica jest unieruchomiona i zależna od skrętów dużego roweru, to uczucie pedałowania, które (w niewielkim stopniu, ale jednak!) wpływa na prędkość poruszania się, daje poczuć to, co jest najpiękniejszego w jeździe rowerem.

Follow Me może wydawać się sporym wydatkiem, ale dzięki obsłudze kół do 20” na pewno posłuży przez kilka lat i, biorąc pod uwagę solidną konstrukcję i jakość wykonania, „zaliczy” kilka rowerków i bez problemu będzie można go odsprzedać dalej.


Follow Me po testach zostaje z nami. Do testów zaś udostępnił je nam sklep Rowery Stylowe. Dla naszych czytelników przygotował 5% rabatu na cały asortyment z kodem: bikewithkids.

Na koncert…

porady

Często słyszymy, że bez samochodu z dzieckiem się nie da funkcjonować, że to na pewno trudne i niewygodne. Od prawie czterech lat pokazujemy, że to nieprawda. Zawsze słyszymy jednak jakieś „ale”.  Tym razem to było: „ale na koncert do innego miasta nie pojedziecie”. Nie? To popatrzcie i poczytajcie. 

Load 60 w pociągu Polregio

Kupiliśmy bilety do NOSPR na operę dla dzieci Figle pamięci. Kraków–Katowice – daleko to nie jest, ale kręcić po autostradzie przecież nie będziemy. Kupiliśmy więc bilety na pociąg, a że w planie mieliśmy zabrać rower cargo, wybraliśmy specjalnie Polregio, bo tutaj było prawie pewne, że przyjedzie skład typu EZT (elektryczny zespół trakcyjny), w którym zazwyczaj jest więcej miejsca na rowery. Braliśmy pod uwagę, że możemy z rowerem cargo i zwykłym e-bike nie wsiąść do pociągu. Plan awaryjny był taki, że zapinamy rowery na dworcu i jedziemy następnym pociągiem. Ta przezorność okazała się zbędna. 

Bez problemu wsiedliśmy do pociągu. Przyjechał teoretycznie jeden z trudniejszych składów – bo z wysokim wejściem (EN57FPS), ale za to z dużym przedziałem na rowery. Dworzec w Katowicach mieliśmy tylko wstępnie rozpoznany. Zgodnie z przewidywaniami o zmieszczeniu się do windy z naszym krokodylem R&M Load 60 nie ma mowy. Są za to schody ruchome z każdego peronu, niezbyt strome, więc zjazd za ich pomocą nie stanowił problemu (mocne hamulce cargo bywają przydatne w takich sytuacjach). Dalej już z górki, na pozostałej części drogi do wyjścia z dworca Katowice są zjazdy o niedużym stopniu pochylenia. 

Droga rowerem z dworca do NOSPR to maksimum 10 min jazdy. Infrastuktura w Katowicach nas zaskoczyła pozytywnie: równo i szeroko, piękne, wyraźne malowania. Może oznakowanie tras mogłoby być czytelniejsze. Do NOSPR udało się dotrzeć szybko, mimo że pogoda nie była przyjazna (marznący deszcz ze śniegiem). 

Przed koncertem była kawa w stojącym obok Muzeum Śląskim (restauracja Moodro – bardzo przyjazna dzieciom!). Sam koncert wywarł duże wrażenie na młodym, jedynym rozczarowaniem był brak kurtyny, jego zdaniem bardzo ważnego elementu koncertów i przedstawień teatralnych. Muzyka współczesna autorstwa Jerzego Kornowicza w wykonaniu orkiestry Aukso została przyjęta z dużym entuzjazmem. Libretto Michała Rusinka zdaje się przegrało z animowanymi rysunkami Joanny Rusinek, wyświetlanymi na wielkim ekranie, zasłaniającym nowe organy NOSPR (żałowaliśmy, że ich nie widzimy w całości, bo jeszcze nie mieliśmy okazji, no ale cóż, to do nadrobienia). 

Po koncercie była przekąska (pamiętajcie, by na takie wyjazdy zabierać termos z ciepłym posiłkiem dla 3–4-latków; ten makaron choćby może wam uratować wiele spokoju!) i powrót wcześniejszym pociągiem niż przewidywaliśmy. Szybka zamiana rezerwacji z lekkim trzymaniem kciuków, żeby było miejsca na rowery – niby to okres poza sezonem, ale nigdy nie wiadomo, bo rowerzystów całorocznych jest coraz więcej. Udało się jednak bez problemu zdobyć bilety z miejscami na rowery. Podróż powrotna minęła szybko przy lekturze książki o Johnnym, samochodzie, który chciał być rowerem

Wyjazd z dzieckiem do sąsiedniego miasta na koncert bez wykorzystywania samochodu jest jak najbardziej możliwy. Nie wymaga żadnych specjalnych przygotowań. Książkę, zabawki i prowiant dla małego pasażera i kubek z kawą bierzemy ze sobą bez względu na transport, jakim się poruszamy. Połączenie pociąg i rower w przypadku trasy Kraków–Katowice jest szybkie i bezproblemowe, częstotliwość kursowania pociągów jest duża, a odległość, przeciwnie, mała. Wsiadamy i wysiadamy w centrum miasta, omijamy ewentualne korki na wjeździe/wyjeździe, szukanie parkingu, opłaty na bramkach itp. Wycieczki do NOSPR na pewno będziemy powtarzać. 

Riese Müller Packster 70 vs. Riese Müller Load 75

recenzje

Jest! Wrócił! Wycofany przez producenta Riese&Müller Packster 70, oryginalnie zaprezentowany w 2020 roku i wycofany z rynku po kilku miesiącach, z powodu problemów z układem kierowniczym.

Powrót Packstra 70 został zapowiedziany w lipcu 2022 roku na targach Eurobike we Frankfurcie nad Menem. R&M pokazał Packstera w nowej odsłonie po wielu zmianach. Dokładna recenzja pojawi się lada moment.

Zamknięty namiot Load 75

Po zapowiedzi roweru pojawiło się dużo pytań, czym Packster 70 różni się od Load 75? Przecież są bardzo podobne.

1. Rama i geometria.

Load 75 jest cargo z tzw. pełnym zawieszeniem – ma amortyzator w przednim widelcu i w tylnym trójkącie. Packster 70 w standardzie ma tylko amortyzator w widelcu. Amortyzator tylny jest opcją w pakiecie Control razem z hamulcami Tektro CRP C2.3 i oświetleniem Supernova M99.

Rama Load 75 jest surowa w swoim projekcie. Proste rury zespawane ze sobą, trochę mi przypomina orurowanie samochodów terenowych – ogólnie cały Load 75 sprawia wrażenie trenowego roweru, któremu piach, las i dziury nie są straszne. Używając porównania motoryzacyjnego, to taki Nissan Patrol albo Land Rover ze starych czasów rajdów po dżungli.

Packster 70 jest pozbawiony tej surowości. Rama ma łagodnie wyprofilowane zaokrąglenia, trochę ukryte spawy. Widać, że oprócz funkcjonalności, wygląd ma duże znaczenie. Cały rower jest wizualnie bardziej obły, zaokrąglony – w porównaniu z kanciastym Load 75. Wracając do porównania samochodowego – Packster 70 to taki nowoczesny SUV, np. Porsche Cayenne

Z ważnych funkcjonalnych różnic pomiędzy L75 a P70 – w Packsterze 70 w budowie ramy brak możliwości pochylenia kolumny kierownicy, można regulować tylko wysokość, za to płynnie – po prostu jest zacisk, w Load 75 natomiast mamy regulację pochylenia, a wysokość reguluje się skokowo, za pomocą blokujących pinów.

2. Skrzynia.

Packster 70 jest rowerem typowo rodzinnym, skrzynia jest wykonana ze wzmocnionego tworzywa EPP. Jedną z podstawowych opcji wyposażenia jest miękkie, podwójne, regulowane siedzisko dla dzieci, wyposażone w szerokie, pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa. Zbliżone są one do tych, które znamy z samochodów, a nie z fotelików rowerowych.

Sama skrzynia sprawia wrażenie bardzo dużej. Po przymiarkach okazuje się, że jest duża, ale nie „bardzo”. Na pojemność wpływa kształt i grubość ścian, lekko większa niż w innych tego typu rozwiązaniach, bo wewnątrz ścian są poprowadzone linki sterujące, w tylnej ścianie, za plecami pasażerów ukryto zaś schowek na rękawiczki i inne drobiazgi. Wewnątrz będzie wygodnie dwójce siedzących dzieci. Burty są wysokie, więc na bokach wewnątrz zainstalowano uchwyty, które na pewno będą uławiały wsiadanie i wysiadanie. Wśród opcjonalnych akcesoriów znajduje się trzecie siedzenie oraz fotelik dla najmłodszych dzieci. Niestety zainstalowanie któregokolwiek z nich znacznie zmniejsza dostępną przestrzeń. Trójce dzieci może być ciasno, tak samo starszakowi podróżującemu z maluchem w specjalnym foteliku. Kolejnym akcesorium jest namiot o konstrukcji podobnej do tej znanej z Load 60 – podnoszony do góry – nie jestem zwolennikiem tego rozwiązania, preferuję stosowane w L75 – otwierane na boki.

Mimo że P70 jest pozycjonowany jako rower rodzinny, dostępne są też opcje bardziej towarowe. Skrzynia bez fotelików, płaska pokrywa skrzyni oraz najciekawsza opcja – wysoka pokrywa skrzyni – również wykonana z EPP i powiększająca przestrzeń towarową do pojemności 375 l. Niestety nie miałem okazji testować tych rozwiązań.

Load 75 jest pozycjonowany jako rower bardziej uniwersalny. Skrzynia ma kilka konfiguracji zabudowy. Wykonana jest z twardego tworzywa. W wersji rodzinnej mamy dwa foteliki z regulacją o mniejszym zakresie niż Packster 70, z 5-punktowymi pasami bezpieczeństwa. Jeżeli jeździmy z jednym dzieckiem, można zdemontować nieużywany fotelik i przestawić go na środek skrzyni. Wśród rodzinnych akcesoriów jest opcja wstawienia trzeciego fotelika, nie ma za to opcji fotelika dla małego, niesiedzącego dziecka (przynajmniej według konfiguratora na stronie producenta). Zaprzyjaźniony dystrybutor przekazał nam, że można zamówić mocowanie pod łupinę typu MaxiCosi. Load 75 z trzecim fotelikiem znam z testów i patrząc na skrzynię w obu rowerach, zaryzykuje stwierdzenie, że w Load 75 z trzema fotelikami będzie więcej miejsca dla dzieci niż w Packster 70 z taką konfiguracją. Kolejnym z dostępnych akcesoriów jest namiot. Ma otwierane boki, co moim zdaniem jest znacznie wygodniejsze. Latem można je otworzyć i zaczepić podniesione. Sprawia też wrażenie wykonania z trwalszych materiałów.

Oprócz zabudowy rodzinnej Load 75 ma kilka opcji zabudowy towarowej, od najprostszej z wyższymi burtami skrzyni i naciąganą plandeką, przez zamykaną twardą pokrywę, kończąc na dwóch dużych towarowych skrzyniach o pojemności 270 l lub 175 l z dodatkowymi opcjami konfiguracji wewnątrz i systemem mocowań mole.

3. Układ kierowniczy

Load 75 ma tradycyjny układ na oparty na drążku i łożyskach. Drążek przeprowadzony pod skrzynią. Geometria roweru sprawia, że jak na swoją długość jest zwrotny. Przy bardzo ostrych zakrętach w lewo może się zdarzyć, że uderzymy drążkiem w błotnik, sytuacja nie do uniknięcia bez ograniczania promienia skrętu.

Packster 70 ma układ kierowniczy na linkach poprowadzonych wewnątrz skrzyni. Plotka głosi, że to jego wady były powodem wycofania pierwszej serii Packstera 70.

Taka konstrukcja znacznie zwiększa zwrotność roweru. Zaryzykuję, że Packster jest nadzwrotny, przy wchodzeniu bardzo ostro w zakręt, rower może być trudny do utrzymania dla mniej wprawnego rowerzysty. Całkowite zamknięcie linek zabezpiecza układ przed uszkodzeniami i wpływem czynników atmosferycznych, ale również uniemożliwia serwis bez specjalistycznej wiedzy i umiejętności, co przy drążku jeszcze było możliwe. Wydaje mi się jednak, że bez względu na rodzaj układu sterowania, mało który użytkownik sam serwisuje swój rower cargo. Sterowanie na linkach jest bardziej skomplikowane, ale daje większą zwrotność przy podobnej długości rowerów.  

4. Napęd

Tutaj oba rowery są najbardziej zbliżone do siebie. Oba modele można zamówić z łańcuchem i tradycyjną przerzutką oraz paskiem gates i piastą planetarną. W przypadku Load 75 sprawa się trochę komplikuje, rozróżniamy dwie serie Load 75 i Load4 75. Pierwsza ma w opcji piastę planetarną Rolhoff lub Enviolo 380 i Dual Battery, druga, oparta na Smart System Bosch, nie ma opcji Rolhoffa i Dual Battery, za to wszystkie nowości związane ze Smart System, np. ABS.

Packster 70 opcję Dual Battery ma w standardzie (poza modelem z baterią 500 Wh), jest zamontowana, wystarczy dokupić baterię. Producent na razie nie oferuje konfiguracji ze Smart System Bosch, ale pewnie się niedługo zmieni.

Pacster 70 i Load 75 są tylko pozornie bardzo podobne do siebie. Nikt nie wygrał tego wyścigu! Bo to nie był wyścig. Wracając do porównania motoryzacyjnego. Nowy Packster 70 jest odpowiednikiem nowoczesnego miejskiego SUV-a z dopracowaną linią nadwozia. Load 75 ma bliżej do mocnej terenówki, z wyglądu bardziej spartańsko, ale niemniej wygodnie, za to bardziej uniwersalnie, pojedziemy z dzieckiem do przedszkola, ale też wrzucimy twardą skrzynię lub inny kanciasty ładunek bez obaw o uszkodzenie (miękkie EPP vs. twarda skrzynia).

Packster 70 idealnie się sprawdzi w roli miejskiego wygodnego roweru rodzinnego, z dzieckiem do przedszkola, na zakupy, na małą wycieczkę. Przy okazji się będzie się świetnie prezentował.

Load 75 spełni podobną funkcję, ale będzie trochę bardziej surowy z wyglądu, jak i prowadzenia. Bardziej sportowa geometria ułatwi jazdę w trudniejszym terenie, wycieczka do lasu to dla Load 75 jak spacer. Przewieziemy też kilka worków ziemi do kwiatków, nie martwiąc się o skrzynię.

Oferta rowerów cargo staje się coraz bardziej zróżnicowana, pojawiają się nowe modele znanych producentów, np. R&M Transporter 65 i 85 (mam nadzieję, że recenzja wkrótce). Na rynek cargo wchodzą producenci rowerów sportowych – nowa seria rowerów Trek Fetch+2 i Fetch+4. Każdy znajdzie coś odpowiedniego do własnych potrzeb.

Dziękuejmy Towarowe.pl za udostępnienie obu modeli rowerów do testów i za unboxing Packstera 70

Hej Siri! Znajdź mój rower – Knog Scout

recenzje

W polskich miastach spotykamy coraz więcej rowerzystów korzystających z tego środka transportu użytkowo, jeżdżących do pracy, na zakupy, odwożących dzieci do przedszkola, szkoły. Nawet teraz, zimą, kiedy aura nie rozpieszcza. Popularność rowerów rośnie, niestety, idzie za tym również prawdopodobieństwo kradzieży jednośladu. Na rynku jest kilka lokalizatorów. Dzisiaj czas na Scout, nowość od australijskiej firmy Knog.

Opisywałem już Bikefinder. Teraz czas na produkt z Antypodów. Firma Knog z Australii, specjalizująca się przede wszystkim w stylowym oświetleniu rowerowym, na targach we Frankfurcie w zeszłym roku zapowiedziała lokalizator wykorzystujący API Apple AirTag. Nie mogłem się doczekać. W końcu Scout dotarł do mnie bezpośrednio od producenta.

Konog Scout po odpakowaniu

Dostałem niewielkie pudełko wykonane z klejonego szarego kartonu z kolorową okładko-wsuwką. Wewnątrz znajdujemy Scouta z silikonową żółtą osłoną, dwie śrubki mocujące i specjalny klucz do ich wkręcania – zabezpieczenie, żeby zwykłym krzyżakowym lub torx nie dało się zdemontować lokalizatora. Oraz QR kod do ściągnięcia aplikacji Knog na iPhonie.

Uwaga: Knog Scout współpracuje tylko z urządzeniami z iOS, nie działa z Androidem.

Scout jest zaprojektowany do zamontowania w miejscu uchwytu na bidon. Lokalizator jest nieduży – 107 × 25 × 8 mm – i lekki – zaledwie 25 g. Można go zamontować zamiast bidonu i nałożyć żółtą silikonową osłonę – żeby się rzucał w oczy – lub pod uchwytem na bidon, bez osłony, wtedy staje się trudny do zauważenia.

Scout ma z boku łącze USB-C służące do ładowania – według producenta bateria wystarcza na pół roku – przycisk do uzbrajania/rozbrajania alarmu oraz dwie diody sygnalizujące uzbrojenie alarmu lub rozładowującą się baterię.

Gdy Scout jest już zamontowany, ściągamy aplikację, rejestrujemy się, potem dodajemy urządzenie i… już. Mój testowy egzemplarz zaraz po podłączeniu zażądał aktualizacji firmware – poszło szybko i bez problemów. Aplikacja pozwala na ustawienie czułości żyroskopu, czyli jak mocno można poruszyć rowerem bez aktywacji alarmu. Możemy też ustawić głośność powiadomienia alarmu w telefonie – żeby jednak ta funkcja działała, Scout musi być w zasięgu Bluetooth naszego iPhone’a.

Pacnięcie ikony lokalizacji przenosi nas do aplikacji Apple – „Find My”, gdzie Scout pojawia się na liście „Przedmioty” razem z innymi AirTagami Apple. Scout nie ma własnego dostępu do sieci czy do karty SIM. Opiera się na tym samych funkcjonalnościach lokalizacji, co Apple AirTag. Namierzenie go będzie więc wymagało innych urządzeń Apple w pobliżu. Czym się zatem Scout różni od Air Taga? Przede wszystkim wbudowanym alarmem o głośności 85 dB, aktywowanym na poruszenie rowerem. Po drugie obudową i łatwym montażem na rowerze. Kto ukrywał AirTaga w rowerze, ten wie, ile trzeba się nagłówkować, żeby to zrobić.

Czy Knog Scout uchroni nasz rower przed kradzieżą lub pozwoli odnaleźć skradziony? Głośny piszczący alarm może odstraszyć potencjalnego przypadkowego złodzieja amatora, ten bardziej przygotowany może się hałasem zwyczajnie nie przejąć, a czy osoba postronna zareaguje? – raczej wątpię. Namierzenie skradzionego roweru będzie zaś wymagało urządzeń Apple w pobliżu, są znane przypadki odnalezienia rowerów czy hulajnóg z ukrytym AirTagiem, więc w przypadku Scouta będzie to działać podobnie. O ile złodziej go oczy- wiście nie zdemontuje lub nie zniszczy, a wcale to proste nie jest. Po pierwsze – śrubki, po drugie – solidność wykonania Scouta – wygląda, jakby był odlany z jednego kawałka tworzywa.

Jeżeli myślimy o dodatkowym zabezpieczeniu roweru za pomocą AirTag, to Knog Scout jest dobrą alternatywą, biorąc pod uwagę opcję alarmu, którego AirTag nie ma. Zwłaszcza że różnica w cenie jest niewielka: aktualnie 189 zł za AirTag i 250 zł za Knog Scout. U nas Scout na pewno zostanie jako kolejny dodatek zabezpieczający rower. Obym nie musiał mówić „Hej, Siri! Znajdź mój rower”.

Artykuł pochodzi z nr 01/2023 iMagazine

System jednego klucza – Abus One Key

porady

Zabezpieczenie rowerów przed kradzieżą to niekończący się temat. Jeżeli mamy jeden rower w domu, to zazwyczaj jedno, dwa zapięcia wystarczają – dwa różne klucze to nie kłopot. Kiedy rowerów, szczególnie e-bike, ich użytkowników jest więcej to sprawa zabezpieczeń się komplikuje – kilka kluczy, kilka zapięć. Różne zamki, różne zapięcia, różne klucze. Zorientowanie się kilka km od domu, że zabrało się klucze nie od tego zapięcia może być kłopotliwe.

Każdy rower ze wspomaganiem elektrycznym jest wyposażony w zamek zabezpieczający baterię, niektóre w blokadę tylnego koła tzw. o-lock. Wtedy do obu zamków, do baterii i do o-locka, pasuje jeden klucz. Oczywiście, to jest za mało, żeby zabezpieczyć e-bike przed kradzieżą. Jeżeli chcemy dobrze zabezpieczyć nasz rower, kupujemy dodatkowe zapięcia, a przy drogich rowerach, jakimi są e-bike, wypadałoby, żeby to były dwa różne zapięcia.

Mamy zatem jeden rower, cztery zamki (bateria, o-lock i dwa zapięcia) i trzy klucze do nich. Trochę dużo i trochę niewygodnie. Chyba nie o to chodzi w jeżdżeniu na rowerze. Zapinanie na kilka zapięć z różnymi kluczami bywa irytujące.
Bardzo wielu producentów rowerów ze wspomaganiem stosuje fabrycznie zamki firmy Abus, do baterii i o-locków. Razem z rowerem dostajemy dwa klucze i kartę kodową z numerem klucza. Zamiast dokupywać kolejne zabezpieczenia z kolejnymi kluczami, możemy zamówić u autoryzowanego sprzedawcy zabezpieczenie z zamkiem dorobionym pod nasz klucz od baterii i o-locka, które dostaliśmy razem z rowerem. Umożliwia to system Abus One Key.

O-Lock Abus 5755 XPlus


Musimy jedynie zwrócić uwagę na rodzaj klucza, który mamy – Abus XPlus lub Abus Plus – i wybrać spośród zapięć z odpowiednim zamkiem.


Większość nowych rowerów ma już zamki na system XPlus. Niestety Abus wprowadza powoli nowe zabezpieczenia z tym rodzajem zamka, zaczynając od najwyższych modeli zabezpieczeń. W systemie Abus One Key dostępne są u-locki, łańcuchy, zapięcia składane Bordo, niektóre kłódki i nowa kotwa WCH z łańcuchami oraz zamki do baterii różnych producentów: Bosch, Yamaha, Shimano, Panasonic, Continental. Dostępne kombinacje pozwalają mieć jeden klucz do kilku zapięć i do kilku rowerów.


Listę dostępnych opcji znajdziemy tu lub u sprzedawcy zabezpieczeń Abus.
Od pół roku, systematycznie wymieniam zapięcia i zamki w naszych rowerach i dzięki opcji jednego klucza mam łańcuchy w piwnicy, łańcuch na rowerze, składane Bordo, o-locki na trzech rowerach i zamki do baterii w dwóch elektrycznych otwierane jednym kluczem. Wymieniłem zamki w bateriach roweru cargo (były na starszy system Abusa) i nawet w pięcioletniej miejskiej Gazelle z baterią na bagażniku udało się ujednolicić zamki z systemu innego producenta. To jest bardzo duże ułatwienie w codziennym używaniu rowerów. Zniknęły pytania:

Wziąłeś mój kluczyk?” albo „Które zapięcie zabierasz dziś?”.

Systemy zamków Abus X-Plus i Plus to nowoczesne cylindry i skomplikowane klucze odporne na nieautoryzowane próby otwarcia, na tak bardzo skomplikowane, że potencjalny złodziej nawet nie będzie próbował ich otwierać wytrychem, bo jest to bardzo czasochłonne (nie ma zamków nie do otwarcia) i prędzej się zdecyduje na siłowe rozwiązanie – próbę przecięcia, złamania etc. Dlatego możemy spać spokojnie, mając kilka zamków otwieranych jednym kluczem – Abus One Key.

Jedną z wad zamawiania zapięć na jeden klucz jest czas oczekiwania: to około trzy tygodnie. Dlatego, że wszystkie zamki są dorabiane w Niemczech w zakładach Abusa. Drugą wadą może być nasza nieuwaga: jak zgubimy klucz, ktoś, kto go znajdzie, otworzy nasze wszystkie zabezpieczenia, więc lepiej, żeby nie wiedział, do czego ów klucz służy i kto jest właścicielem. Dla bezpieczeństwa nasze klucze mają zapięte Apple Air Tag.
Coś może być „inteligentne”, jak się tłumaczy anglojęzyczne określenie „smart”, a nie koniecznie wykorzystywać elektronikę, jak SmartHome czy Bosch Smart System. Można po prostu „mądrze” użyć starej sprawdzonej technologii, żeby ułatwić sobie życie. W końcu różnego rodzaju zamków używamy nie od dziś.

Pies i rower cargo. Czy to się może udać?

porady

Gościnny wpis o przewożeniu psa w rowerze cargo.


Powiedzmy, że już zdecydowaliście. Kupujecie rower cargo. Jaki? Ano taki, żeby i dla psa miejsce w skrzyni się znalazło. A po co? Czy to ma w ogóle sens? Nie zazdrościmy Wam, jeśli te pytania sobie zadajecie i zastanawiacie się nad odpowiedzią. My to już mamy za sobą i wolelibyśmy przeskoczyć do następnego kroku.

Macie już rower. Przyjechaliście do domu, dzieciaki skaczą z radości, chcą na przejażdżkę. Wskakują do skrzyni, siadają na ławeczce, jedźmy! – wołają. Świetnie! Kanapki, herbata, co tam zawsze zabieracie na piknik i w drogę. Wasz pies jednak nie podziela tego entuzjazmu. Przygląda się nieufnie. Owszem, obwąchuje. Owszem, podszedł blisko. Ale żeby wejść do skrzyni? Niekoniecznie.

Na taki scenariusz raczej nie byliście przygotowani. Tyle zdjęć i filmików na Insta i TikToku, słońce, wiatr rozwiewa włosy, uśmiechy, pies też jedzie i wygląda na szczęśliwego… A tu klops. Tak miało być, a nie jest.

Czy to się uda? Pojedzie z nami pies?

Tak. Nie od razu jednak. Pies potrzebuje czasu, spokoju i zaufania. Wolimy napisać zawczasu: pies też człowiek i swoje zdanie ma. Mogą istnieć różne sposoby, ale żaden nie jest w pełni skuteczny. Potraktujcie więc ten artykuł jako opis doświadczenia, a nie jako poradnik.

Nasza Psa (Psa – pies dziewczyna, czyli Psa) to Rhodesian Ridgeback. Bardzo nie lubimy słowa rasa, no ale jest takie. No więc psy rasy Ridgeback uchodzą za niezbyt podatne na szkolenie. Krnąbrne są i uparte. Jak im się coś nie spodoba, to ekhem, pies pogrzebany.

A Psie się rower nie spodobał. Nie i już. I co teraz?

Nawet przez jedną chwilę nie zwątpiliśmy. Wiedzieliśmy, że się uda. Pies jest jak człowiek, mówiliśmy już, prawda? Jak my sądzimy, że coś jest spoko, to nam się tego chce. Jak pies pomyśli, że coś jest spoko, to zachce mu się tego tak samo jak nam, humanowatym. Musieliśmy przekonać Psę, że rower cargo jest fajny. A co jest dość skutecznym motywatorem? Forsa. Ludzie są (no, ok, bywają) przekupni, psy też.

No dobra, ale mój pies jest mały. Włożę go po prostu do skrzyni i już.

Wyskoczy, gwarantujemy. A jak przypniesz, żeby nie mógł się ruszyć, to będziesz jechał z piszczącym ze strachu psiakiem. Nie rób więc tego, dobrze?

A więc Forsa. Wiecie najlepiej, jaką walutą i jakimi nominałami operuje Wasz pies. Nasza Psa ceni np. kiełbasę. Ceni, tzn. gdy ma do wyboru zrobić, co nam się niekoniecznie podoba, a zrobić coś innego, ale dostać za to kawałek kiełbasy (byle nie z czosnkiem!!!), wybiera to drugie. Jeśli nie chcecie ryzykować z kiełbasą, suszone gryzaki, które Wasz pies lubi i nie dostaje często, też zrobią robotę.

Wyposażeni w smaczki o wysokich nominałach (suszone gęsie karki w całości) i entuzjazm przyprowadziliśmy Psę do roweru, otworzyliśmy rampę, w którą wyposażony jest nasz rower cargo (Babboe Dog) i przystąpiliśmy do dzieła. Uznaliśmy, że najpierw będziemy nagradzać samo wejście do skrzyni, a potem spokojne pozostanie w niej kilka minut. Na jazdę przyjdzie czas. Plan był taki, że to może potrwać, i nie będziemy tworzyć presji, np. ustalonym na sztywno terminem jakiejś wyprawy rowerowej lub  urlopem. Do operacji „Pies w cargo” potrzebne są czas i cierpliwość. I trochę kreatywności w kombinowaniu, co zrobić w sytuacji, gdy dany pomysł nie wypali.

A ten oczywiście nie wypalił. Psa podeszła do roweru, wstawiła nawet głowę do pudła, ale nawet nie dotknęła łapą rampy. Na nic super smaczki. Ignorowała ich istnienie, nawet kiedy podstawialiśmy je pod sam nos.

Nie chce wejść do roweru? To może pospaceruje obok – postanowiliśmy.

Ustaliliśmy z Wiewiórką, że to ja będę powoził rydwan z Psą. Wsiadłem więc na Doga i ruszyłem. Psa rzeczywiście szła obok, spoglądając na mnie od czasu do czasu. Nie mamy pojęcia, co i jak psiaki sobie myślą, ale uznaliśmy to za dobry znak, że Psa interesuje się tym, kto na rowerze siedzi i co się w ogóle z tym pojazdem dzieje.

Czy mówiłem już, że jeszcze jako szczeniak Psa wybiegła nam w lesie na trakt rowerowy i zaliczyła czołówkę z rozpędzonym cyklistą? Po tym zdarzeniu nie przepada za jednośladami, delikatnie rzecz nazywając. Na szczęście trudno Babboe Doga zaliczyć do jednośladów, bo ślady zostawia trzy. Mimo to, Psa unikała podchodzenia pod koła albo przód naszego wehikułu. Nie bała się obwąchiwać go skrupulatnie, drepcząc obok. Dobry objaw numer dwa. Bardzo dobry objaw, bo Babboe Dog jest rowerem budżetowym i takie też ma komponenty – czyli jest głośny, a cały przód podskakuje na wertepach i każdej nierównej nawierzchni, dodając do buczenia układu jezdnego dodatkową porcję hałasu, a hałasu psy nie lubią.

Mimo klęski ze zignorowaniem smaczków i odmowy wejścia do pudła, przyzwyczajanie Psy do roweru toczyło się w swoim tempie, tyle że inaczej niż sobie wyobrazilismy. To jednak mały postęp.

Powtarzaliśmy kilka razy przez kolejne dni spacer obok roweru cargo, który w tym czasie został zaprzęgnięty zamiast samochodu do robienia zakupów.

Psa świetnie wskakuje do bagażnika naszego kombi. Postanowiliśmy uzbroić się w jeszcze większe nominały i upiec ciastka, które kiedyś przyrządziliśmy na pierwsze urodziny Psy i co tu dużo mówić – są ekstra. Bardzo wysoki nominał w psiej walucie. I postawić rower obok samochodu, żeby spróbować wykorzystać procedurę „hop i skok”. Czyli mówimy „hop” i rzucamy smaczek na legowisko w bagażniku. Psa od razu wskakuje, zjada smaczek, dając się przypiąć do pasów i już.

Chcieliśmy więc zrobić tak, że najpierw wskoczy do samochodu, a potem do psoweru. I zachęci ją mocniejsza od poprzedniej waluta.

I co? Następne fiasko. Do bagażnika hop, do skrzyni nie. Zastanawialiśmy się: a może rampa jej przeszkadza? Może byłoby jej łatwiej zejść z bagażnika do rowerowej skrzyni? Pomysł wydał się wystarczająco abstrakcyjny jak na nasz mały świat, Psa hops do bagażnika, dostawiliśmy rower do zderzaka a w samym środku skrzyni połozylismy wielki, tłuściutki smaczek. Psa łypała z bagażnika w dół, ślinka jej kapała i nic. Zachęcaliśmy, zapraszaliśmy, daliśmy jej powąchać następny kawałek smaczka i połozyliśmy go obok poprzedniego. Bez zmian. Ślinka kapała, my się dwoiliśmy, troiliśmy i przymilaliśmy, a pies bez ruchu.

Czy jest coś warte więcej niż wszystko inne? Tak. Jest taka rzecz, która powoduje, że nawet najbardziej kochający pies straci na chwilę rozsądek i da się zaprowadzić do Koluszek albo innego Olkusza.

Ser

Najlepiej taki, który sam schodzi ze stołu. Postanowiliśmy zacząć jednak od zwykłego Brie. I wtem…

To, że Psa postawiła przednie łapy na skrzyni, nieco nas zaskoczyło. Wzięła sobie ser i zdjęła łapy z roweru. Ok, no to jeśli jeszcze raz postawi łapy, podsadzimy ją, żeby weszła do skrzyni cała. Minęło kilkanaście dni różnorakich podchodów i potrzebowaliśmy sukcesu. Wszak i tak było jeszcze sporo do zrobienia. Wiedzieliśmy, że najpierw musimy zacząć od krótkich pobytów w skrzyni, dopracować wejścia do roweru, by odbywały się z własnej woli i dopiero wtedy przejść do niedługich przejażdżek.

Na szczęście następny kawałek sera okazał się równie przyciągający i z pomocą drobnego popychu Psa (nos i tak sam ciągnął do wyciągnietej dłoni z porzadnym kęsem sera) stała w skrzyni. Czekając na kolejne porcje dobrego. Popchaliśmy rower z Psą kilka metrów, podając smaczki i postanowiliśmy przy następnej okazji popedałować odcinek przydomowej drogi.

Tzn. ja będę jechał z Psą a Wiewiórka będzie podawać smaczki, idąc dziarsko obok nas.

I tak to się mniej więcej odbyło. Potem powtarzaliśmy kilkuminutowe przejażdżki, tyle że na dwa rowery, żeby powoli rezygnować z podawania sera. Sprawdziliśmy na mapie kilka miejsc, do których mogliśmy szybko dojechać i pozwolić Psie pobiegać bez smyczy, żeby rowerowe wyprawy kojarzyły jej się z przyjemnością i przygodą.

Dziś ser nie jest już potrzebny, rowerowych przejażdżek uzbierało się w cztery miesiące ponad pięćset kilometrów, Psa potrafi usiedzieć około godziny jazdy w jedną stronę i sprawia jej to frajdę. W przyszłym roku zabierzemy plecaki i wyruszymy w dłuższą wyprawę. Psy nie trzeba będzie już namawiać. Gdy ma ochotę na przejażdżkę, podchodzi do tylnego koła roweru Wiewiórki (jeden rower trzymamy w domu, a psower cargo na podwórku) i trąca go nosem, a potem siada przy drzwiach wyjściowych i czeka, aż się wyprawimy. Ser zostaje w domu.

Kilka uwag dodatkowych. Pies w rowerze cargo przyciąga widok i skrajne reakcje. Od grrr do łaaa, ale super! Na pierwsze przejażdżki wybierzcie w miarę mozliwości spokojne miejsca, gdzie nikt Waszego psa (ani Was) nie będzie nagabywał.

Pierwsze podróże nie bedą sprawiać psu wielkiego komfortu. Jedźcie wolno, z dala od samochodów, ruchu, wertepów, hałasu. Pies zacznie się rozglądać i wąchać. A wąchanie psa relaksuje.

Zadbajcie o wygodę i bezpieczeństwo. O pasach pisałem już na Twitterze i Instagramie, pewnie jeszcze coś się na temat pojawi.

Jazda ruchliwymi ulicami, wśród spalin, obok ciężarówek i w zgiełku jest po pewnym czasie możliwa, gdy pies przywyknie, ale radzimy takich doświadczeń unikać.

Jeździmy #psowerem z Psą na Twitterze: ridgebikedaily

Instagramie: theridgebikedaily

I ostatnio na Słoniu, czyli Mastodonie: @theridgebikedaily

Wiewiór co woził psę rowerem